Radosław Sikorski jako szef MSZ już siódmy raz przedstawiał w Sejmie doroczne exposé dotyczące polityki zagranicznej Polski. Jeszcze żaden minister spraw zagranicznych po 1989 r. nie wygłaszał swego wystąpienia programowego w tak trudnej sytuacji międzynarodowej. Nie ma się zatem co dziwić, że konflikt na Ukrainie i jego reperkusje zajęły większość obszernego wystąpienia Sikorskiego.
Nie jest niespodzianką, że szef MSZ ostro mówił o „rosyjskiej agresji", „wojnie" i że „na Krymie Rosja dokonała interwencji zbrojnej". Sikorski jednak – co niespodzianką jest – zajął się ideologią, która napędza Kreml. Choć nie nazwał tego wprost „putinizmem", to wyraźnie odwoływał się do wypowiedzi prezydenta Rosji.
– Moskwa rzuca wyzwanie do ideologicznej konfrontacji – mówił Sikorski. – Państwo rosyjskie zdaje się mieć własną wizję świata. W jej świetle rozpad Związku Radzieckiego był katastrofą i upokorzeniem, a wybór niepodległości przez narody byłych republik radzieckich dziejową niesprawiedliwością. Rosja próbuje dogrywki.
Przestrzegał równocześnie, że tej konfrontacji Rosja wygrać nie może. – Stosunek potencjału gospodarczego na korzyść UE wynosi ponad 8:1, a licząc z USA i Kanadą – 18:1 – mówił. Przekonywał też, że wydarzenia na Ukrainie powinny zmobilizować nas do szybszej integracji ze strefą euro.
Jeszcze ostrzej mówi premier Donald Tusk, który zaatakował PiS za eurosceptyczne wypowiedzi niektórych polityków tej partii. – Ugrupowania polityczne osłabiające w Polsce i Europie zintegrowaną Unię Europejską grają rolę polityków sprzyjających Władimirowi Putinowi w jego bardzo niebezpiecznej grze – mówił.