Kontekst jest przedziwny, ponieważ rysunkowy Xi ma osądzić, kto jest gejem, a kto nie. Takie pytanie zadaje mu przez telefon pewien Amerykanin (jest nim Randy Marsh, ojciec Stana, jednego z czterech chłopaków, głównych bohaterów filmu). Xi najpierw nie rozumie pytania, a następnie przy pierwszej okazji oskarża Japończyków. Grzmi, że wszystko to ich wina, nazywa psami i przypomina, że nie przeprosili za wojenne zbrodnie. Kreskówka ma być parodią, ale te same słowa słychać na co dzień w kontekście oficjalnych wizyt i przemówień Xi.
Twórcy serialu pokazali, że są na bieżąco także i w niuansach azjatyckiej dyplomacji. Sekretarka chińskiego prezydenta mówi do niego po koreańsku, co ma przywodzić na myśl prezydent Korei Południowej, Park Geun-hye. W rezultacie podczas rozmowy ojca do pokoju wchodzi Stan i Randy musi być poprawny politycznie. Niczego się nie dowiaduje, wszystkiemu winni zostają Japończycy i po raz kolejny azjatycka rzeczywistość nie posuwa się do przodu. Nawet nie do końca orientujący się w tym wszystkim Amerykanin przeprasza Chińczyka, że nie mówi po "azjatycku". Tym razem to nie jest przejaw ignorancji, ale smutne podsumowanie, że z Azją trudno znaleźć wspólny język.
Niestety trudniej chyba będzie także i po tragicznych wydarzeniach z Paryża. Oby zrozumiały niepokój o własne bezpieczeństwo nie przełożył się tylko na niechęć bycia otwartym na inne kultury. Dla chętnych do rozumienia z tej skomplikowanej historii z "South Parku" więcej tu