Bardzo wiele organizacji z III sektora jest finansowanych ze środków zagranicznych. W dzisiejszych czasach jest to właściwie jedyna forma finansowania, która zapewnia tym podmiotom przetrwanie, a ich działaczom zatrudnienie. Procedura wygląda tak, że wyszukuje się zagraniczne granty, które przyznawane są na działania w obszarach – niemal bez wyjątku politycznych – które finansujący uznał za wartościowe. Znalazłszy fajny grant, organizacja pozarządowa wymyśla projekt wpisujący się w cele sponsora, pisze wniosek i stara się o dofinansowanie.
Za pomocą tego prostego mechanizmu – dzięki użyciu finansowej marchewki – zagraniczne podmioty wpływają na polską opinię publiczną. Wszystko realizowane jest cudzymi rękami – za wdrażanie projektów odpowiedzialne są w końcu polskie organizacje pozarządowe. Polskie i pozarządowe – w takim razie chyba niezależne.
Nic podobnego.
Inne państwo konkuruje z Polską na rynku mięsa pochodzącego z uboju rytualnego? Czemu nie zasponsorować w Polsce „niezależnych“ kampanii dotyczących praw zwierząt. Jeszcze inne państwo konkuruje na rynku energetycznym? Czemu nie zasponsorować w Polsce ekologicznej kampanii przeciwko przemysłowi węglowemu? Przykłady można mnożyć.
U nas nadal nikt się nie orientuje. Nadal panuje przekonanie, że rządowe to nieobiektywne i polityczne, a pozarządowe to neutralne i oddolne. Rząd jest jednak wyłaniany przez parlament, na który jako wyborcy mamy jakiś wpływ. Nad zagranicznymi funduszami nie mamy żadnej kontroli. Organizacje pozarządowe doskonale sprawdzają się dla obcych grup interesu w roli pożytecznych idiotów.
W Polsce i Europie nie orientuje się nikt. Bo trzeci sektor, bo społeczeństwo obywatelskie. Orientuje się za to doskonale Putin, który już od 2012 roku nakazał organizacjom pozarządowym finansowanym przez zagraniczne źródła przedstawiać się jako „obcy agenci“. Oczywiście wiadomo, że w rękach rosyjskiego przywódcy jest to narzędzie do zwalczania wewnętrznej opozycji. Widząc rozmaite kampanie społeczne i działania NGO-sów, można jednak przynajmniej zadać sobie czasem pytanie, kto za nie płaci, i czyim interesom dane przedsięwzięcie służy.