Czytając projekt przygotowany przez posłów PiS, powołujący Instytut Rodziny i Demografii, można dojść do wniosku, że plany są imperialne. Nowa instytucja ma mieć strukturę prawie taką jak Instytut Pamięci Narodowej. W odróżnieniu od prezesa IPN (kadencja pięć lat) prezes IRiD ma być powołany aż na siedmioletnią kadencję przez Sejm, a odwołać będzie go trudno, bo potrzeba będzie trzech piątych głosów. Oprócz powołania prezesa, jego zastępców, dyrektorów departamentów, ustawa przewiduje nawet tworzenie oddziałów terenowych instytutu, z dyrektorami. Projekt nie precyzuje kosztów całego przedsięwzięcia, a autorzy wskazują jedynie, że na uruchomienie i działalność instytutu potrzebne będzie 30 mln zł. Przy takim rozmachu to dość mało precyzyjny rachunek. Można się domyślać, że chodzi o wydatek startowy, koszt pierwszego roku urzędowania instytutu. Bo nie będzie to instytucja kieszonkowa.