Choć sieć objęła niemal wszystkie placówki publiczne, wiele z nich straci finansowanie kluczowych oddziałów.
Dla załogi oznacza to zwolnienia, a dla pacjentów – utratę miejsca w kolejce do planowego zabiegu. A ponieważ z sieci wypadają głównie oddziały specjalistyczne – ortopedyczne czy okulistyczne, może to wydłużyć kolejki, które już dziś są rekordowe – do operacji zaćmy i endoprotezoplastyki stawu biodrowego.
Płońsk się odwoła
Zgodnie z listami, które wczoraj opublikowały oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), do sieci nie zakwalifikowało się 319 spośród wszystkich 912 szpitali, które dotychczas miały kontrakt z NFZ. Łącznie blisko 7,9 tys. łóżek z ponad 153 tys. wszystkich. Jednak wbrew zapewnieniom urzędników z sieci wypadły nie tylko łóżka w prywatnych szpitalach jednodniowych i oddziałach szpitali publicznych nieistotnych z punktu widzenia potrzeb zdrowotnych mieszkańców. Wiele z nich to jedyne w promieniu wielu kilometrów oddziały ortopedyczne, okulistyczne czy kardiologiczne.
Na Mazowszu Samodzielny Publiczny Zespół Zakładów Opieki Zdrowotnej (SPZZOZ) w Płońsku zakwalifikowano do I poziomu sieci. Ten gwarantuje placówce środki publiczne dla trzech oddziałów – chorób wewnętrznych, chirurgii ogólnej, anestezjologii i intensywnej terapii i chorób wewnętrznych, który może także wykonywać świadczenia z zakresu reumatologii i kardiologii. – Tyle że dziś funkcjonują u nas jako odrębne oddziały – mówi Paweł Obermeyer, dyrektor naczelny szpitala w Płońsku. I zapowiada odwołanie się od decyzji dyrektora mazowieckiego NFZ. Liczy, że szef Funduszu zakwalifikuje placówkę na II poziom, tym bardziej że już dziś częściowo spełnia kryteria – ma trzy oddziały specjalistyczne wymagane w ustawie (reumatologię, kardiologię oraz ortopedię i traumatologię, ale kontrakt, który miał na nie podpisany z NFZ, jest za mały). Paweł Obermeyer nie chce być grabarzem oddziałów, które kilkanaście lat temu sam otwierał. – Reumatologia i kardiologia mogłyby funkcjonować jako pododdziały interny, ale każdy z nich ma ordynatora, oddziałową i osobny personel. Część osób musiałaby stracić pracę – dodaje Paweł Obermeyer. Obawia się też, że trzech warszawskich kardiologów, których ściągnął do pracy pół roku temu, może nie zechcieć pracować na oddziale wewnętrznym. Przyjmowali się przecież na kardiologię.
Pomorze już odpuszcza
Jeszcze większe kłopoty mają placówki prywatne, które w większości z sieci wypadły w całości. W województwie pomorskim na liście zabrakło dwóch placówek Pomorskich Centrów Kardiologicznych (PCK), z których każde rocznie ma po 1500 pacjentów i kontrakt na 10 mln zł. Prezes spółki, dr Radosław Targoński, przyznaje, że nie zamierza odwoływać się od decyzji. Nie wie też, czy możliwy będzie start w lipcowym konkursie dla szpitali spoza sieci. – Istnieje ryzyko, że wkrótce stracimy rację bytu na Pomorzu. Wojewódzki oddział NFZ wywiera nieformalne naciski na szpitale wynajmujące nam pomieszczenia, aby wypowiedziały umowy i starały się przejąć naszą działalność. Zapewne liczą też na przejęcie pracowników, których po odcięciu finansowania będziemy musieli zwolnić, oraz odkupienie sprzętu po okazyjnych cenach – mówi Radosław Targoński.