Przyjęta w zeszłym roku nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, która m.in. ograniczała biurokrację na uczelniach, dała im wolność w kształtowaniu oferty studiów podyplomowych. Wcześniej obowiązywała zasada, że uczelnia może prowadzić kształcenie na studiach podyplomowych jedynie w obszarach, z którymi związany jest co najmniej jeden kierunek prowadzonych przez nią studiów. Inaczej potrzebna była zgoda ministra. Teraz o istnieniu danego kierunku decyduje rynek i popyt.
– Studia podyplomowe to studia dla ludzi dojrzałych, którzy ukończyli już co najmniej studia licencjackie. Poza tym są płatne. Dojrzały człowiek podejmuje decyzję, aby wydać własne pieniądze na kształcenie – argumentował minister nauki Jarosław Gowin podczas prac nad nowelizacją.
Jak grzyby po deszczu
Na efekty zmiany prawa nie trzeba było długo czekać. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe, oryginalne kierunki studiów podyplomowych.
Na przykład warszawska uczelnia Collegium Civitas uruchomiła w tym roku m.in. art in practice o rynku sztuki współczesnej, muzykę w mediach czy marketing sportów ekstremalnych. A Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Sanoku rekrutowała na stosowaną psychologię sportu, choć najbardziej zbliżonym kierunkiem, który do tej pory na niej prowadzono, było pielęgniarstwo i ratownictwo medyczne. Z kolei w Wyższej Szkole Humanistycznej w Lesznie, kształcącej na dietetyce i pedagogice, oferowano w tym roku podyplomowe... fryzjerstwo, ale też mediacje sądowe i pozasądowe.
Problem z chętnymi
Części z nowych kierunków nie uruchomiono, bo zgłosiło się za mało chętnych. Przedstawiciele uczelni ze zmian są jednak zadowoleni.