Jego zdaniem Polska nie jest państwem prawa. Samo takie stwierdzenie nie jest niczym niezwykłym. Wiadomo, że konstytucyjny zapis o Rzeczypospolitej Polskiej jako demokratycznym państwie prawnym (art. 2 konstytucji) może być realizowany w ustawodawstwie i praktyce stosowania prawa w większym lub mniejszym stopniu. Trzeba stałego wysiłku nas wszystkich, by utrzymywać istniejące standardy państwa prawnego, precyzować je, a przede wszystkim chronić przed pokusami ich ograniczania. Było to zwłaszcza konieczne w czasie rządów poprzedniej koalicji, kiedy to próbowano ograniczyć niezawisłość sądów (niesławne sądy 24-godzinne dla spraw o uchylenie immunitetu sędziowskiego czy też zmiany ustawodawcze zmierzające do ograniczenia roli Krajowej Rady Sądownictwa jako strażnika niezależności sądów i niezawisłości sędziów). Dr Kochanowski widzi to inaczej. Jego zdaniem mamy w Polsce do czynienia z państwem prawników, którzy, jak pogardliwie stwierdza, „zagwarantowali sobie przywileje materialne, rozdali sobie funkcje, a kiedy ktoś chce ich zmusić do obrony prawa, do obrony biednych, do efektywnej pracy albo po prostu do obrony sprawiedliwości, podnoszą krzyk, że to zamach na demokrację”. Nawet niezawisłość sędziów, bez której przecież trudno sobie wyobrazić demokratyczne państwo prawne, nie cieszy rzecznika, bo – jak mówi – „niezawisłość bez etosu, bez moralności, bez dobrej tradycji i zwyczajów cywilizacyjnych powoduje paraliż i daje środowisku poczucie bezkarności”.
Tak więc doczekaliśmy się podsumowania stanu środowiska sędziowskiego. Jesteśmy po prostu ludźmi bez moralności. Źródło tego zła rzecznik widzi w tym, że „po 1989 roku środowisko samo z siebie się nie oczyściło”. Przywołuje jako negatywny tego skutek uchwałę SN z 20 grudnia 2007 r., która, jego zdaniem, „zamknęła kwestię odpowiedzialności sędziów za wyroki wydawane w stanie wojennym”.
To jest twierdzenie oczywiście nieprawdziwe, bo przywołana uchwała kwestii odpowiedzialności sędziów za wyroki wydane w stanie wojennym bynajmniej nie zamyka. Dotyczy tylko odpowiedzialności sędziów za stosowanie retroaktywnych przepisów dekretu o stanie wojennym, stwierdzając, że nie można działalności sądów w stanie wojennym oceniać według standardów obowiązujących obecnie, kiedy to konstytucja zawiera zakaz stanowienia przepisów karnych z mocą wsteczną, a także umożliwia kontrolę zgodności ustaw z konstytucją i umowami międzynarodowymi. Rzecznik ma za złe sędziom, że nie protestowali podczas wprowadzania stanu wojennego. Rozumiem, że jego zdaniem powinni odmówić sądzenia. Wybrać drogę rewolucyjną, drogę walki z Układem Warszawskim. Nie uczynili tego, jak wiele innych środowisk (nie przypominam sobie np., by dr Kochanowski w stanie wojennym zaprzestał działalności zawodowej na Uniwersytecie Warszawskim), starali się natomiast, stosując prawo, stępić ostrze represyjnych przepisów. I jako środowisko zasłużyli na pozytywną ocenę, którą można znaleźć np. w wypowiedziach mojego poprzednika na urzędzie, I prezesa SN prof. Adama Strzembosza (usuniętego w stanie wojennym ze stanowiska sędziego), który stwierdził, że sądy jako całość niemile zaskoczyły władze swym łagodnym orzecznictwem.
Bardzo łatwo krytykować sędziów i zdobyć na tym tanią popularność. Wiadomo, że sprawy sądowe mają to do siebie, iż nie wszyscy mogą wygrać. Nawet wygrywający nie zawsze są zadowoleni, bo uważają, że trwało to za długo. A ci, co przegrali, wychodzą z sądu z przekonaniem, że potraktowani zostali niesprawiedliwie. Niewątpliwe jest też, że sądzenie, jak każda działalność ludzka, obciążone jest ryzykiem błędu. Nie bez powodu współczesne systemy prawne przewidują możliwość odwołania się strony do sądu wyższej instancji. Niezadowolenie z działalności sądów często wynika też ze zbyt długiego trwania procesów. Najczęstszą przyczyną przewlekłości jest jednak przeciążenie sądów, zwłaszcza rejonowych, nadmiarem spraw. To są realne problemy, które wymagają działań wielokierunkowych, m.in. stabilizacji kadry sędziowskiej przez zapewnienie jej przyzwoitego, odpowiadającego wymaganiom art. 178 ust. 2 konstytucji, statusu finansowego. Natomiast podważanie autorytetu władzy sądowniczej przez bezpodstawne zarzucanie środowisku sędziowskiemu braku moralności jest tylko nieprzynoszącym żadnego pożytku wyładowywaniem osobistych emocji.
prof. Lech Gardocki - pierwszy prezes Sądu Najwyższego