Rząd przyjął wczoraj podstawowe założenia do projektu budżetu na 2015 r. Wynika z nich, że pod względem rozwoju gospodarczego przyszły rok będzie znacznie lepszy niż obecny. PKB ma zwiększyć się o 3,8 proc. (wobec 3,3 proc. w 2014 r.), popyt konsumpcyjny – o 3 proc. (wobec 2,2 proc.), inwestycje o 7,2 proc. (wobec 4,1 proc.), eksport o 4,9 proc., a import o 5,1 proc. (w 2014 r. – odpowiednio 5 i 4 proc.).
Według ekonomistów założenia te nie budzą większych zastrzeżeń i wydają się realne. – Nawet jeśli chodzi o wzrost PKB, trafiają w punkt w porównaniu z naszymi prognozami – zauważa Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ Banku. – Podobna jest także struktura tego wzrostu. Zakładamy przyspieszenie tempa rozwoju gospodarczego na bazie wzrostu popytu krajowego stymulowanego konsumpcją prywatną i inwestycjami – mówi Tarnawa.
Gospodarstwa domowe powinny móc więcej wydawać dzięki poprawie na rynku pracy. Rząd prognozuje, że płace w sektorze przedsiębiorstw wzrosną o 5,1 proc., a w całej gospodarce – o 4,7 proc. Ten drugi wskaźnik jest niższy, ponieważ na kolejny rok zamrożony zostanie wzrost płac w sferze budżetowej z wyjątkiem szkolnictwa wyższego.
Wzrosnąć ma też płaca minimalna – do 1750 zł z obecnych 1680 zł (o 4,2 proc.). To wzrost większy, niż wynikałoby z ustawy. – Chcemy w ten minimalny sposób rozpocząć działania, które pozwolą krok po kroku korzystać coraz większej grupie ludzi w Polsce z faktu, że przełamaliśmy zagrożenia kryzysowe – wyjaśniał wczoraj premier Donald Tusk.
Według organizacji pracodawców nie każdy skorzysta na tej podwyżce. – Ryzyko utraty pracy dla osób, które muszą dostać podwyżki „z urzędu", wzrasta ponaddwuipółkrotnie w porównaniu z osobą, u której nie ma takiej konieczności – komentuje Grzegorz Baczewski, ekspert Konfederacji Lewiatan.