Wydaje się, że wynika to z dwu przyczyn.
Po pierwsze z naturalnych powodów: w 1990 roku pracę w samorządach podjęło niemało ludzi przypadkowych, którzy później z różnych przyczyn przegrywali wybory.
Po drugie rosną wymagania społeczne, nakłada się na to frustracja niemałych grup społecznych, co powoduje zawsze dążność do zmian, bez względu na to, czy są to zmiany na lepsze. Nierzadko zmienia się dobrego, czy średniego gospodarza – który nie jest w stanie rozwiązać takich problemów, jak np. bezrobocie - na populistę.
W kategorii prezydentów miast nie ma żadnej osoby pełniącej tę funkcję bez przerwy od 1990 roku. W kategorii burmistrzów to tylko 4,8 proc. - są to zwykle burmistrzowie miast małych lub średnich. Bardziej stabilna, ale w dalece niewystarczającym stopniu jest władza wójtów (około 14 proc.). To też znamienne. Wójtów i burmistrzów niewielkich miast wybiera się nie dla koloru partii, czy ugrupowań jakie reprezentują, a dlatego, że są znani lokalnej społeczności.
Im większa anonimowość kandydata, czy osoby pełniącej już funkcję, tym większa fluktuacja. Wniosek jest oczywisty – wyborcy częściej pozostawiają na stanowisku osoby, które znają, osoby, które znają środowisko, osoby łatwo w środowisku identyfikowalne.