Jakie stosujecie marże w tym asortymencie? Jakim produktem pana firm zaskoczy nas w przyszłym roku? Czy potrafiłby pan skonstruować dla nas plan marketingowy podobny do waszego? - to tylko niektóre z pytań, które coraz częściej padają w czasie rozmowy kwalifikacyjnej. Im wyższe lub bardziej specjalistyczne stanowisko zajmujesz, tym potencjalny pracodawca ma większą pokusę, by wydobyć od ciebie cenne dla siebie informacje. Ale uważaj: taka rozmowa zwykle nie prowadzi do zatrudnienia.
Coraz częściej zdarza się tak, że intencje osób, które organizują rekrutację nie są szczere. W zasadzie nigdy nie wiadomo dlaczego rekrutacja jest przez daną firmę prowadzona. Będąc headhunterem z dużym doświadczeniem i wiedzą często sama nie wiem do końca jakie są prawdziwe intencje moich klientów: pozyskanie ludzi do pracy czy tylko wydobycie z nich informacji? Danie ogłoszenia o pracę to najprostszy sposób na pozyskanie bazy danych ludzi z dostępem do budżetu firmy albo do szczególnych, zastrzeżonych informacji.
Przykład pierwszy z brzegu: niedawno pewna szkoleniowa firma dała anonimowe ogłoszenie, że szuka dyrektora personalnego. Aplikację wysyłały do niej zatem osoby, które dziś są na takim stanowisku lub pokrewnym. Po pewnym czasie pracownicy tej firmy dzwonili do tych kandydatów proponując im swoje usługi, czyli przeprowadzenie drogich szkoleń w firmie. Aplikantom tym zaproponowano także dodatkowe wynagrodzenie za załatwienie kontraktu szkoleniowego w ich firmach. Oficjalnym kanałem trudno byłoby takiemu dyrektorowi personalnemu zaproponować dodatkowy bonus finansowy.
Nie daj się wciągnąć
Podobne sytuacje zdarzają się na stanowiskach kupców, logistyków, dyrektorów. Osoby te nierzadko zapraszane są na rozmowę rekrutacyjną i pod pozorem pytań rekrutacyjnych sprawdzających ich doświadczenie zwyczajnie przesłuchiwane. Jeden z moich klientów rekrutował jakiś czas temu dyrektora do kilkugwiazdkowego hotelu. Każdemu kandydatowi poświęcono 2-3 dni. Były to osoby z dużym doświadczeniem (ale w tym czasie bez pracy). W trakcie rekrutacji wykonywali oni bezpłatny konsulting. Oceniali obecny stan hotelu, poddawali propozycje zmian organizacyjnych, opowiadali jakie pomysły wdrażali w innych renomowanych hotelach. Przez te 2-3 dni czuli się jak eksperci. Niestety, żaden z tych kandydatów nie został potem zatrudniony. Dyrektorem kilkugwiazdkowego hotelu została bowiem asystentka, która brała udział w tych rekrutacjach. Nauczyła się i pracowała za 30 proc. przeciętnego wynagrodzenia wypłacanego na takim stanowisku.
Do klasyki już należą rekrutacje handlowców i dyrektorów handlowych, a również kupców, gdy podczas rekrutacji wypytuje się ich o poufne informacje handlowe. Nie muszę dodawać, że tacy kandydaci nie zostaną zatrudnieni, jeśli już na rozmowie rekrutacyjnej sprzedadzą swoje informacje. Po co bowiem ich zatrudniać? Już przekazali co trzeba, a przecież niebezpieczeństwem jest, że przekażą w przyszłości informacje kolejnej firmy. Zdrajców się nie ceni. A jeśli zatrudnia - to po to, aby zwolnić najdalej za pół roku...