Gdy polska spółka koncernu Mars przenosiła przed rokiem swą część rynkową spod Sochaczewa do Warszawy, postawiła sobie za cel, by nie stracić żadnego ze 107 pracowników działów objętych przeprowadzką. Dla połowy z nich przenosiny oznaczały wydłużenie czasu dojazdu do pracy z kilkunastu minut do ponad godziny, nie wspominając o większych kosztach.
– Zaczęliśmy od sprawdzenia, które osoby są zdecydowane zostać w Sochaczewie, i staraliśmy się znaleźć dla nich pracę w biurowo-fabrycznym kompleksie Marsa– mówi Arkadiusz Marczak, kierownik personalny ds. rynku. Jego zdaniem o sukcesie przedsięwzięcia zdecydowało podejście zarządu, dla którego ludzki aspekt przeprowadzki był priorytetem.
– Dzięki temu dużo łatwiej było szukać pracy dla 14 osób, które z różnych powodów nie mogły się przenieść do Warszawy. Dla wszystkich udało się znaleźć właściwe miejsca w Sochaczewie – wspomina Arkadiusz Marczak. Jak dodaje, także lokalizacja warszawskiego biura (w Złotych Tarasach, tuż przy Dworcu Centralnym) była wybrana z myślą o wygodzie dojeżdżających współpracowników. Dodatkową zachętą było roczne dofinansowanie miesięcznego biletu.
Prędzej zmienię zawód
Dotychczas tylko jeden z pracowników Marsa zgłosił chęć powrotu do Sochaczewa. Można więc uznać, że przeprowadzka się powiodła. A może to zasługa rosnącej mobilności Polaków?