– Najważniejsza dziś praca to stanowisko szefa marketingu marki zwanej Ty. Bo chcesz czy nie chcesz i tak jesteś marką –twierdzi Tom Peters, amerykański guru zarządzania i marketingu osobistego. Pod koniec lat 90. XX wieku jako pierwszy zaczął mówić o tym, że każdy z nas może, a nawet powinien, budować swój osobisty brand. Tak samo jak buduje się marki produktów i usług.
CV to za mało
Znaczenie osobistego brandu doceniali już nasi przodkowie, choć wtedy mówiło się o dobrej reputacji, która pomagała w interesach i życiu prywatnym. Dziś mówimy o marce, a nawet ją wyceniamy. Na razie w show-biznesie, gdzie magazyn „Forbes" od kilku lat szacuje wartość osobistych marek polskich celebrytów. Na podstawie tego, ile reklamodawcy skłonni są im zapłacić za udział w reklamie.
Znacznie więcej Polaków może sprawdzić wartość swej osobistej marki na rynku pracy. Tych z dobrą marką praca zwykle znajduje sama i to oni mają przewagę w negocjacjach zarobków.
– Lekarz, prawnik, menedżer i profesor uniwersytetu będą odnosić o wiele większe sukcesy, także finansowe, jeśli zadbają o odbiór swojej osoby. A ktoś, o kim nic się nie mówi, nigdy nie przebije się do pierwszej ligi swojej branży, choćby miał najlepsze CV – twierdzi Eryk Mistewicz, ekspert ds. marketingu.
Personal branding można też traktować jako osobiste ubezpieczenie przed bezrobociem. Potwierdza to Beata Kapcewicz, doradca w karierze i prezes firmy doradczej Architekci Kariery. – Widzimy wśród naszych klientów, że osoby, które nie myślały wcześniej o budowie mocnej osobistej marki dłużej szukają pracy – podkreśla.