Na czym ten proces polega?
Po pierwsze trzeba być widocznym. Dopiero wtedy, gdy ludzie już nas znają, możemy zacząć budować wśród nich swą wiarygodność. A na koniec – ważne, by zachować ten chronologiczny ciąg – dochodzimy do zyskowności, czyli zarabiania na relacji z drugą osobą. Nikt nie zdoła utrzymać 100 tysięcy zyskownych kontaktów, ale bez większych problemów możemy wśród tylu osób zapewnić sobie widoczność, rozpoznawalność. Jest więc różnica między kontaktami, które mogą być bardziej powierzchowne, a relacjami, które oznaczają silniejsze więzi, budowę wiarygodności, co prowadzi do zyskowności.
Niektórym networking może się kojarzyć ze zdobywaniem kontraktów, czy posady po znajomości. Gdzie jest tu różnica?
Jest takie angielskie powiedzenie; nie ważne co wiesz, ważne kogo znasz. Moim zdaniem nie jest ono do końca prawdziwe. Tak naprawdę liczy się to, jak dobrze kogoś znamy. Nawet jeśli mamy mnóstwo znajomych, to ilu z nich możemy w potrzebie poprosić o przysługę? Zwykle jest to dużo mniejsza liczba osób, z którymi mamy głębsze relacje oparte na zaufaniu. Networking polega właśnie na budowaniu takich relacji. Wiele osób tego nie rozumie. Sądzą, że chodzi tu o wspólne uzgadnianie biznesów – wymieniamy się wizytówkami i od razu zaczynamy rozmowę o interesach. Nie tego uczymy na spotkaniach BNI.
A czego uczycie?
Tego, że najpierw trzeba kogoś poznać, nabrać do siebie zaufania. I dopiero wówczas, gdy już się znamy i sobie ufamy, przechodzimy do fazy zyskowności, czyli rekomendacji w biznesie.