– Każdego dnia dostajemy po kilka zapytań od nowych klientów. W zeszłym roku było ich dwa–trzy tygodniowo – mówi Michał Młynarczyk, dyrektor generalny Hays Poland, czołowej firmy na polskim rynku rekrutacji i doradztwa personalnego.
To porównanie dobrze pokazuje kondycję branży, która w tym roku przewiduje ok. 20-proc. wzrost przychodów. Niektórzy jej przedstawiciele liczą na jeszcze większe tempo rozwoju.
Bierni kandydaci
Choć znaczna część wzrostu zatrudnienia w polskich firmach dotyczy teraz pracy tymczasowej (pracodawcy chętniej sięgają po nią w niepewnych czasach), rośnie też popyt na stałych pracowników, w tym specjalistów i menedżerów. To ma wpływ na biznes łowców głów, headhunterów, którzy specjalizują się w rekrutacji takich kandydatów.
Jak ocenia branżowe stowarzyszenie Polskie Forum HR, w pierwszym półroczu br. rynek rekrutacji wzrósł o 25 proc., jego szacunkowa wartość zaś sięga kilkuset milionów złotych rocznie. Zdaniem Michała Młynarczyka jest to co najmniej 400 mln zł, a rynek ma spory potencjał wzrostu. Jest też o tym przekonany Piotr Mazurkiewicz, partner w firmie HRK, która pierwsze półrocze zakończyła z ok. 30-proc. wzrostem przychodów, zwiększając o jedną piątą zatrudnienie konsultantów. – Kiedyś firmy chętnie rozbudowywały działy HR i same rekrutowały pracowników. Dziś sięgają po usługi agencji nie tylko wtedy, gdy same nie są w stanie znaleźć odpowiednich ludzi – ocenia Mazurkiewicz.
Wzrost liczby zleceń łowców głów to także efekt rosnących trudności pracodawców z samodzielną rekrutacją. Działy HR w firmach narzekają, że dobrzy specjaliści i menedżerowie rzadziej szukają nowej pracy, rozsyłając CV. Czekają, aż do nich zadzwoni z ofertą łowca głów.