Rada Federacji Rosji (wyższa izba parlamentu) twierdzi, że zachodnie kraje na czele z USA chciały wywołać protesty w Rosji i „zdyskredytować politykę Władimira Putina". Tematem zajmuje się powołana w czerwcu ubiegłego roku tymczasowa komisja ds. obrony suwerenności państwowej. We wtorek jej przewodniczący Andriej Klimow oświadczył, że wspierane przez Zachód rosyjskojęzyczne media naruszały ciszę wyborczą.
– W naszym języku na naszym terytorium prowadzona jest propaganda – mówił. Zapewne miał na myśli rozgłośnie radiowe Głos Ameryki i Radio Swoboda (finansowane przez USA), które w grudniu zostały uznane za „zagranicznych agentów". Mówił o atakach na stronę internetową Centralnej Komisji Wyborczej i o „zagranicznym wsparciu przeciwników Putina".
To jednak nie wszystko. Zachód miał „narzucać Rosjanom swojego kandydata" (chodzi o niedopuszczonego do wyborów opozycjonistę Aleksieja Nawalnego). Sprawa otrutego w Wielkiej Brytanii byłego agenta rosyjskich służb Siergieja Skripala według komisji Klimowa jest częścią „zachodniej ingerencji w rosyjskie wybory prezydenckie".
Rada Federacji doszła również do wniosku, że za pieniądze Departamentu Stanu USA i Pentagonu na terenie Rosji przeprowadzane są sondaże. Nietrudno się domyślić, że chodzi o Centrum Lewady, które jest jedynym niezależnym ośrodkiem socjologicznym w Rosji. Nie mogło publikować sondaży w czasie kampanii wyborczej, ponieważ znajduje się na liście „zagranicznych agentów".
– Nigdy nie braliśmy pieniędzy od Pentagonu czy Departamentu Stanu. Prowadziliśmy kiedyś wspólny międzynarodowy projekt naukowy z Uniwersytetem Wisconsin-Madison dotyczący losu rosyjskich rodzin za granicą. Propaganda rozpowszechniała kłamstwa, że projekt ten był związany z Pentagonem, ale tych kłamstw starczyło, by wpisać nas na listę zagranicznych agentów – mówi „Rzeczpospolitej" Lew Gudkow, szef Centrum Lewady. – Wszystko wskazuje na to, że władze szykują kolejną falę cenzury i kolejne uderzenie w środowiska niezależne. Rada Federacji przygotowuje grunt – dodaje.