W znacznej większości okręgów (w 91 na 106) zwyciężył Fidesz, będący formalnie w koalicji z niewielkim satelickim ugrupowaniem, Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową (KDNP).
Laboratorium antyliberalizmu
Przed wyborami opozycja wstrzymywała się z krytyką ordynacji wyborczej, licząc na to, że tym razem uda się ją wykorzystać do pokonania Fideszu. Tak jak to się stało w lutym tego roku w wyborach na burmistrza w 50-tys. Hódmezővásárhely, gdzie przedstawiciel Fideszu przegrał ze wspólnym kandydatem partii opozycyjnych.
W skali kraju taka taktyka zawiodła, gdyż największa partia opozycyjna Jobbik nie była gotowa do współpracy, licząc na to, że samodzielnie wygra z Fideszem w wielu okręgach. Tym bardziej że Jobbik uczynił w ostatnim roku sporo, aby zerwać z opinią ugrupowania antysemickiego, rasistowskiego, któremu bliska jest ideologia faszystowska.
W sumie Jobbik zdobył 25 mandatów, o dwa więcej niż w poprzednich wyborach, ale o zapowiadanym przełomowym sukcesie nie ma mowy. W tej sytuacji Gabor Vona zrezygnował z kierowania partią.
– Węgry stały się skutecznym laboratorium antyliberalnego systemu rządów ukształtowanego tak, aby służył celom Fideszu. Jest to system politycznej retoryki bazującej na teoriach konspiracyjnych oraz wizerunku wroga, a także na wielkim finansowym przez rząd przemyśle produkcji fake newsów – tak brzmi fragment powyborczej analizy Political Capital, niezależnego budapesztańskiego think tanku. Tak też brzmi ocena wielu przedstawicieli opozycji. – System wyborczy jest formalnie demokratyczny, lecz wysoce niesprawiedliwy. Ułatwił Orbánowi prowadzenie kampanii wyborczej wokół jednego tematu, a mianowicie imigracji, zjawiska obecnie nieistniejącego – mówi „Rzeczpospolitej" Peter Balazs, były szef dyplomacji związany z liberalną opozycją.
– Granica z Serbią jest już szczelnie zabezpieczona przed uchodźcami odpowiednim murem. Głosując na Fidesz, wyborcy okazali swą wdzięczność za wybudowanie muru. Dla wielu z nich dodatkowym argumentem był pomysł UE relokacji uchodźców, także na Węgrzech. Można śmiało powiedzieć, że bez tego pomysłu z Brukseli Fidesz dostałby zapewne mniej głosów – przekonuje „Rzeczpospolitą" Zoltan Kottasc.