– Nie wiem, jaka część z państwa mogła się pod tym podpisać – miał powiedzieć poirytowany premier na wczorajszym posiedzeniu Rady Ministrów. Tak zareagował na niektóre materiały o pracy resortów, jakie ministrowie przysłali mu w związku z przygotowaniem raportu na temat 100 dni rządu. Żadnych nazwisk publicznie nie wymienił, ale ogłosił alert w rządzie. Kilku ministrów dostało czas do północy na gruntowne poprawienie swoich raportów.
Przed wyjazdem na urlop premier poprosił szefów wszystkich resortów, by przygotowali materiały o bieżących działaniach i najbliższych planach swoich ministerstw. Wyznaczył im termin do 11 lutego. Gdy Tusk był na nartach, prace koordynował szef jego gabinetu politycznego Sławomir Nowak. – Kiedy premier wrócił i przejrzał notatki, opadły mu ręce – przyznaje osoba z otoczenia Donalda Tuska.
Premier ogłosił alert w rządzie. Kilku ministrów dostało czas do północy na poprawienie raportów
Ministrowie mieli przygotowywać raporty według schematu: w pierwszej części opis, w jakim stanie się znajdowały resorty, kiedy je objęli, w kolejnej – co udało im się już zrobić albo rozpocząć, a na końcu – co zrobią w ciągu następnych 300 dni.
– Niektórzy zamiast tego sporządzili obszerny spis kompletnie nieważnych ustaw – twierdzi nasz rozmówca.