Tylko krach w Unii zmógłby Tuska

Rok w polityce: wygrani i przegrani. Premier umocnił swoją władzę. Słaba opozycja nie ma widoków na zmianę sytuacji

Aktualizacja: 28.12.2011 21:03 Publikacja: 28.12.2011 20:50

Tylko krach w Unii zmógłby Tuska

Foto: ROL

Trudno spodziewać się w przyszłym roku istotnych zmian w politycznej układance. I to mimo tego, że wicepremier Waldemar Pawlak licytuje własne pomysły na reformy przedstawione podczas exposé przez premiera Donalda Tuska.

Polityczny układ trzyma się mocno, bo rządząca koalicja ma interes, aby trwać, a opozycja jest niezwykle słaba. PiS jest podzielony i miotany wewnętrznymi konfliktami, SLD chyli się wręcz ku upadkowi, wciąż nie wiadomo, jaką realną siłą dysponuje Ruch Palikota.

Co więcej, każda z opozycyjnych formacji bardziej walczy z własnym konkurentem - SLD z Palikotem, a PiS z Solidarną Polską - niż z rządzącą Platformą. To daje koalicji, głównie PO, komfort rządzenia. Zakłócić go mógłby tylko poważny kryzys w UE, który odbiłby się na Polsce.

Tusk wychodzi z opresji

Wśród polityków, którzy w mijającym roku wygrali, króluje zatem Donald Tusk. Poradził sobie z drożyzną, ekonomistami, celebrytami i w rezultacie z wyborcami. A początek roku sukcesu nie wróżył. W styczniu Polacy wracający z sylwestrowo- -noworocznych wyjazdów zderzyli się z chaosem na kolei. Pasażerowie pomstowali na rząd, a opozycja żądała głowy ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka.

Później było tylko gorzej: do ataku na rząd ruszyli ekonomiści pod wodzą Leszka Balcerowicza. Poszło o ograniczenie składki emerytalnej odprowadzanej do OFE. Spór o OFE był najważniejszą debatą roku i początkowo nadszarpnął popularność partii rządzącej. Do ekonomistów oskarżających Tuska o skok na kasę przyszłych emerytów przyłączyli się twórcy. Sygnał dał Marcin Meller, redaktor naczelny "Playboya", który ogłosił, że nie będzie już głosował na PO.

Tusk wyszedł z opresji obronną ręką. Składka do OFE została obniżona i wszyscy już o tym zapomnieli. Twórcy dali się ugłaskać, a ekonomiści zajęli innymi sprawami. Premiera nie osłabiła ani drożyzna, ani wycofanie się Chińczyków z budowy autostrady A2, ani plantator papryki, który w kampanii wyborczej pytał "jak żyć?". Nie zaszkodziła mu nawet plotkarska książka Janusza Palikota, choć politycy PO wyszli w niej na gromadę cyników.

Gdy sondaże PO zaczęły pikować, Tusk wsiadł do autobusu, ruszył w objazd Polski i uratował notowania. Partia wygrała wybory, a w PO ugruntowała się opinia, że Tusk jest dotknięty politycznym geniuszem.

Pawlak bierze, co chce

Tisze jediesz, dalsze budiesz - to rosyjskie przysłowie jak ulał pasuje do strategii Waldemara Pawlaka, prezesa PSL. Ten 52- -letni polityk dwukrotnie był premierem, a teraz po raz drugi został wicepremierem. W poprzedniej kadencji tak rzadko bywał w mediach, że można było zapomnieć o jego obecności w rządzie. Ale w rozgrywkach koalicyjnych był mistrzem. Politycy PO, nieraz poirytowani nieustępliwością ludowców, odgrażali się, że po wyborach zastąpią ich w koalicji Ruchem Palikota lub SLD.

Ale Pawlak tylko się uśmiechał na te pogróżki. I miał rację. Rozkład głosów w nowym Sejmie teoretycznie pozwalał na zamianę koalicjanta. Premier Tusk przez półtora miesiąca po wyborach wstrzymywał się z ogłoszeniem składu rządu, ale ostatecznie uznał, że na scenie politycznej nie ma lepszego układu niż koalicja PO - PSL. Nie sprawdziły się też pogłoski, że Tusk odbierze ludowcom resort pracy i odda go Michałowi Boniemu, czy ta, że z resortu gospodarki zostanie wyjęta energetyka. Prezes PSL dostał wszystko, co chciał.

W Stronnictwie przed laty krążyła anegdota, że Pawlak na partyjnych zebraniach nigdy nie siada tyłem do drzwi, bo już raz koledzy wbili mu nóż w plecy. Ale dziś prezes PSL wydaje się silniejszy niż kiedykolwiek. Wewnątrzpartyjna opozycja została zneutralizowana, a Pawlak pozwala sobie na sprzeciw wobec Tuska. O co gra? O to, by w przyszłym roku nakongresie partii utrzymać się na stanowisku prezesa. A ponowne wejście do rządu i jednoczesne pokazywanie, że nie jest się zależnym od wielkiego brata, to idealna strategia, by osiągnąć ten cel. Potem Pawlak będzie mógł zniknąć na kolejne cztery lata.

Palikot, mistrz wolt

Janusz Palikot nie potrafi istnieć na scenie politycznej bez wielkiego szumu. Taki właśnie efekt miała przynieść jego książka "Kulisy Platformy" o byłych politycznych przyjaciołach. Ten zbiór opowiastek, kto w PO pije, kto flirtuje, a kto przeklina, był doskonałym wstępem do kampanii Palikota, która zakończyła się sukcesem.

Przebojem wdarł się do Sejmu, mimo że w jego drużynie nie było politycznych gwiazd. Były wydawca prawicowego tygodnika "Ozon" potrafił przydać siły antyklerykalnym hasłom i przyciągnąć antysystemowy elektorat, choć przez cztery lata był częścią systemu politycznego.

Teraz Palikot postanowił zostać twarzą polskiej lewicy. I niewykluczone, że mu się to uda. Jego sojusznikiem w tej walce jest były prezydent Aleksander Kwaśniewski, a przeciwnikiem ekspremier, dziś szef SLD Leszek Miller.

Miller wańka-wstańka

Były premier zamyka listę największych wygranych mijającego roku. Dokonał rzeczy, wydawałoby się, niemożliwej - powrócił z politycznego niebytu, zdobył mandat poselski i został po raz drugi szefem SLD.

Historia powtarza się jednak jako farsa. Miller, który kierował 140-tys. partią i rządem, dziś ma we władaniu kilkunastotysięczną partyjkę i najmniejszy klub w Sejmie. Na dodatek SLD może zostać wypchnięte z lewej strony sceny politycznej przez Ruch Palikota.

Politolodzy jak jeden mąż wróżą, że Miller będzie grabarzem SLD. Jednak w Sojuszu jego powrót uznano za ostatnią szansę na odbicie się od dna, a że Miller jest zręcznym graczem, wszystko jest możliwe.

Napieralski - celebryta

Palma pierwszeństwa w kategorii przegranych należy się Grzegorzowi Napieralskiemu - w ciągu niespełna czterech lat rządów w SLD doprowadził partię na krawędź przepaści. Możliwe, że z tej drogi Sojuszowi nie uda się już zawrócić.

Napieralski popełnił wszystkie możliwe błędy: zmarginalizował organy statutowe SLD, wypchnął z partii niemal wszystkich polityków mądrzejszych od niego, a tegoroczną kampanię parlamentarną potraktował jako okazję do lansowania własnej osoby.

W efekcie musiał prosić Millera, by ten przejął po nim partię, bo każdy inny lider starłby jego ekipę z powierzchni ziemi. Największy problem Napieralskiego polega jednak na tym, że winą za porażkę wyborczą obarcza wszystkich z wyjątkiem siebie. A skoro nie przyznaje się do błędu, nie ma szansy czegokolwiek się nauczyć.

Kaczyński nie wygra?

Jarosław Kaczyński, jeden z najbardziej charyzmatycznych polityków III RP, od ponad dekady stojący na czele PiS, to numer dwa na liście przegranych. Jego partia trwa na scenie politycznej, ale chyba nie jest już zdolna do wygrania wyborów. Prezes po kolejnych porażkach wykluczał z partii wartościowe osoby, których jedynym grzechem było samodzielne myślenie. W tym roku z partii wyleciała grupa Zbigniewa Ziobry.

Krytycy Kaczyńskiego uważają, że jest osamotnionym człowiekiem, który traktuje PiS jak prywatny fundusz emerytalny. Dlatego nie zależy mu już na wygrywaniu wyborów i na władzy, tylko na utrzymaniu się w Sejmie. I dopóki będzie na to szansa, dopóty Kaczyński nie odda dobrowolnie władzy w partii.

Szkopuł w tym, że wyrzuconych z PiS jest już tak wielu, iż z powodzeniem mogą założyć własną partię. Jeśli Ziobro wykaże się talentem politycznym i połączy wszystkie grupy wypchnięte z PiS, to ma szansę odebrać partii Kaczyńskiego dominującą pozycję na prawicy.

Rezerwowy Schetyna

Był numerem dwa w PO, zawsze ramię przy ramieniu z Tuskiem. W tym duecie przez lata odgrywał rolę złego policjanta. W partii mówiono o nim: Grzegorz zniszczę cię Schetyna, bo brutalnie rozprawiał się z każdym, kto mógł zagrozić interesom Tuska i PO.

Ale gdy za bardzo urósł w siłę, Tusk zaczął go marginalizować. Po tegorocznych wyborach wyznaczył mu rolę wewnętrznej opozycji i zesłał na ławkę rezerwowych, czyli do Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.

Wypchnięcie Schetyny z PO oznaczałoby zasilenie innej drużyny świetnym zawodnikiem. Na to Tusk nie może sobie pozwolić. Ale może trzymać Schetynę w rezerwie tak długo, aż straci on zupełnie na znaczeniu i zniechęcony sam odejdzie z partii, jak wielu przed nim.

Były wicepremier i marszałek Sejmu jest jednak twardym politykiem i znalazł sprzymierzeńca w prezydencie Bronisławie Komorowskim. Nie jest więc wykluczone, że jego polityczna karta jeszcze się odwróci.

Obywatele bez mandatów

Listę największych przegranych zamyka Ruch Obywatele do Senatu pod patronatem popularnych prezydentów miast, m.in. Rafała Dutkiewicza, prezydenta Wrocławia.

Stanęli do wyborów pod hasłem odpartyjnienia Senatu i naprawiania prawa. Zdobyli zaledwie jeden mandat, a mieli kłopot z zebraniem podpisów poparcia koniecznych do zarejestrowania kandydatów.

Na coś się jednak przydali. Obalili mit, że w jednomandatowych okręgach wybory wygrałyby lokalne autorytety. I to jest ich wkład w debatę nad ewentualną zmianą ordynacji wyborczej z proporcjonalnej na większościową.

Trudno spodziewać się w przyszłym roku istotnych zmian w politycznej układance. I to mimo tego, że wicepremier Waldemar Pawlak licytuje własne pomysły na reformy przedstawione podczas exposé przez premiera Donalda Tuska.

Polityczny układ trzyma się mocno, bo rządząca koalicja ma interes, aby trwać, a opozycja jest niezwykle słaba. PiS jest podzielony i miotany wewnętrznymi konfliktami, SLD chyli się wręcz ku upadkowi, wciąż nie wiadomo, jaką realną siłą dysponuje Ruch Palikota.

Pozostało 95% artykułu
Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sejmowa partia zmieniła nazwę. „Czas na powrót do korzeni”
Polityka
Stanisław Tyszka: Obecny rząd to polityka pełnej kontynuacji i teatr wojny
Polityka
Polscy żołnierze na Ukrainie? Jednoznaczna deklaracja Radosława Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nie będzie kredytu 0 proc. Chaos w polityce mieszkaniowej się pogłębia