Według ustaleń „Rz" premier złożył taką deklarację podczas czwartkowych obrad zarządu partii. Adresatów było dwóch — Grzegorz Schetyna i Jarosław Gowin, choć premier nie wymienił ich z nazwiska. Schetyna i Gowin przymierzają się do startu przeciw Tuskowi w wyborach na szefa PO i w wypowiedziach publicznych coraz bardziej krytycznie oceniają premiera. W obszernych wywiadach dla „Rz", które opublikowaliśmy w mijającym tygodniu, Schetyna dowodził, że wpadki rządu mogą otworzyć PiS drogę do władzy, zaś Gowin sugerował, że Platforma da sobie radę bez Tuska.
Według naszych informacji oba wywiady oburzyły szefa rządu. — Premier powiedział, że dyskusją można toczyć, ale wewnątrz partii, a nie przez krytykę w mediach — mówi nam lider małopolskiej Platformy Ireneusz Raś, stronnik Tuska.
Schetyna spotkał się z Tuskiem w miniony czwartek i wówczas — jak relacjonują jego współpracownicy — odniósł wrażenie, że Tusk sonduje jego powrót do rządu, co oznaczałoby wycofanie się Schetyny z wyborów. Tyle, że kiedy spotkali się wczoraj przed obradami zarządu, nie było już złudzeń — premier dąży do konfrontacji.
Na posiedzeniu zarządu Tusk postawił Schetynę pod ścianą: przeforsował takie zasady wyborów, które stawiają Schetynę w bardzo trudnej sytuacji.
Przede wszystkim Tusk przyspieszył wybory — z lutego przyszłego roku na lato tego roku. — Obawiał się, że w miarę upływu czasu będzie politycznie coraz słabszy i coraz trudniej mu będzie odpierać ataki — mówi zwolennik Schetyny.