Zespół Dobrych Zmian, bo tak nazywa się powstała w Sejmie grupa, liczy 20 posłów. Pracom przewodniczy Gowin, a w kierownictwie znaleźli się jeszcze Mirosław Pluta z PO oraz Eugeniusz Kłopotek i Andrzej Dąbrowski z PSL. Zespół tworzą w większości posłowie koalicji rządowej, z wyjątkiem posła Jarosława Jagiełło, który nie zasiada w żadnym klubie ani kole parlamentarnym, ale wybrany został z listy PiS.
Oficjalnie zespół powstał, by kontynuować część prac legislacyjnych zainicjowanych w czasie pracy Jarosława Gowina w Ministerstwie Sprawiedliwości, a także działać na rzecz zwiększania partycypacji obywateli w życiu publicznych, ułatwień dla przedsiębiorców i tworzenia regulacji prawnych przyjaznych rodzinie.
To jednak kolejny znak, że Gowin nie ma zamiaru zasypiać gruszek w popiele i konsekwentnie buduje swoją pozycję w mediach, partii i społeczeństwie. Swoją autonomię podkreślał już w trakcie sprawowania urzędu ministra sprawiedliwości, kiedy to wielokrotnie swoimi wypowiedziami sprawiał problemy PO i premierowi Donaldowi Tuskowi. Jedna z nich - o polskich embrionach wykorzystywanych do eksperymentów przez niemieckich lekarzy - przelała czarę goryczy i poseł z Krakowa musiał się pożegnać ze stanowiskiem.
Dymisja nie stłumiła jego entuzjazmu, wręcz przeciwnie. Gowin wielokrotnie powtarzał, że jako minister nie wystartuje w wyborach na szefa Platformy przeciwko swojemu premierowi. Nie wykluczał jednak startu w przypadku, gdyby ministrem być przestał.
Stworzenie zespołu parlamentarnego to kolejne, po stworzeniu ankiety zbieżności poglądowej, działanie, dzięki któremu Gowin może przekonać się o swoim poparciu. Ankieta okazała się sukcesem - na 21 pytań na stronie JakaPlatforma.org w ciągu kilkunastu godzin odpowiedziało ponad 25 tys. osób. Były minister nie ukrywał wtedy, że jeszcze bardziej skłania go to do startu przeciwko Tuskowi. - Zainteresowanie moją akcją to argument przemawiający za startem na szefa PO - mówił wtedy "Rz".