– Mam wrażenie, że wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy Gowin odszedł, a szczególnie pan przewodniczący, który jak się okazało, nie lubi konkurencji, nawet słabej – mówi Rulewski.
W PO można usłyszeć, że odejściem Gowina zmartwieni są głównie ludzie Grzegorza Schetyny, bo teraz nie mają kim grać przeciwko Donaldowi Tuskowi.
Wiadomo też, że partie rządzące zmniejszyły swoją i tak niedużą przewagę nad opozycją. Ale partie opozycyjne mają różne poglądy, a liczba posłów niezrzeszonych jest już tak duża, że rząd zawsze może liczyć na dodatkowe głosy, jak nie z jednej, to z drugiej strony.
Premier Donald Tusk bagatelizował wczoraj skutki odejścia Gowina. Mówił, że koalicja PO–PSL będzie rządziła do końca kadencji, czyli do wyborów w 2015 roku. Twierdził, że 231 posłów to wystarczająca większość do realizowania projektów rządowych, tyle że teraz nie będzie można pozwolić sobie na żadną pomyłkę. Taką większość miałaby koalicja PO–PSL, gdyby decyzję o odejściu podjął Jacek Żalek, zawieszony na trzy miesiące w prawach członka klubu za łamanie dyscypliny głosowania.
Żalek co prawda nie podjął jeszcze żadnej decyzji, ale – co wynika z różnych wcześniejszych wypowiedzi – w pełni podziela poglądy Gowina. Uważa, że PO całkowicie się zmieniła pod względem programowym i steruje ku koalicji z SLD, a konserwatyści stoją na drodze do tego porozumienia, a więc trzeba się ich pozbyć. Jego odejście jest więc wielce prawdopodobne.
Tymczasem wczoraj po południu szeregi partii zdecydował się opuścić prof. Stanisław Karpiński, były wiceminister nauki. W rozmowie z „Rz" przyznał, że ma zamiar zaangażować się w budowę nowej formacji pod wodzą byłego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. – Powody mojego odejścia są związane z nauką, z brakiem rzeczywistych reform w tej sferze w Polsce – tłumaczy Karpiński.