Na takie porównanie Kukiz i jego pobratymcy mogą się obruszyć, bo przecież cechuje ich zdrowy antykomunizm. Jednak odłóżmy na chwilę na bok zbrodnie, które towarzyszyły komunistom we wszystkich zakątkach globu, i skupmy się na ideach. Tu komuniści i zwolennicy JOW mają wiele wspólnego.
W XIX wieku w rozwiniętych gospodarkach ciemiężeni robotnicy pracowali od świtu do nocy, bez nadziei na poprawę losu. W tamtej sytuacji chwytliwą ideą była przemiana stosunków własnościowych w drodze rewolucji. Miała ona otworzyć drogę do społeczeństwa bez klas.
W XXI wieku w Polsce mamy inny problem. Politycy nie reprezentują interesów społeczeństwa. Nic dziwnego, że atrakcyjny wydaje się pomysł związania ich z wyborcami i uniezależnienia od liderów partyjnych w drodze innej rewolucji. Miałoby nią być wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych.
Komunizm okazał się nierealną utopią. Ostatnie kraje dziś teoretycznie komunistyczne, jak Chiny czy Korea Północna wcale nimi nie są.
Utopią są też JOW-y. Mamy już dość argumentów, by się o tym przekonać.