W ten weekend skończyły się w Chinach tygodniowe obchody 75. rocznicy proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej 1 października 1949 roku. Obok ceremonii i pokazów sztucznych ogni Xi Jinping postanowił jednak uczcić zwycięstwo swojego poprzednika Mao jeszcze w jeden swoisty sposób. Właśnie 1 października rozpoczęły się manewry na wielką skalę na Morzu Południowochińskim, teatrze szczególnej rywalizacji między Waszyngtonem i Pekinem.
Od wielkiego otwarcia chińskiej gospodarki przez Deng Xiaopinga już blisko pół wieku temu, szybki wzrost poziomu życia był głównym źródłem legitymizacji władzy komunistów. Teraz jednak w coraz większym stopniu główną rolę przejmuje nacjonalistyczny dyskurs i rozbudowa sił zbrojnych. Bo na froncie ekonomicznym dzieje się coraz gorzej.
Czytaj więcej
Władze Chin rozważają duży zastrzyk finansowy dla swoich banków. Byłby to pierwszy taki pakiet stymulacyjny od 2008 r. Na święto narodowe wypłacą też jednorazowy zasiłek "najbiedniejszym".
Po zniesieniu przez Xi radykalnych restrykcji covidowych spodziewane szybkie odbicie gospodarki nie zmaterializowało się. W ubiegłym roku wzrost ograniczył się do 4,6 proc., w tym roku może być podobnie – jak na Chiny to niewiele. Ponieważ Ameryka rośnie w tym roku o 2,6 proc., prognozowane jeszcze parę lat temu przejęcie przez Chiny pierwszego miejsce na liście państw pod względem dochodu narodowego zapewne nigdy się nie spełni.
Po Ameryce to Unia wprowadza zaporowe cła na chiński import
Chiński model rozwoju był oparty przede wszystkim na eksporcie. W ten piątek Rada UE uchwaliła jednak podniesienie nawet do 45 proc. ceł na import aut elektrycznych. Co znaczące, wśród krajów Unii, które opowiedziały się za takim krokiem, znalazły się państwa takie, jak Włochy, które do niedawna były uważane za zdecydowanych sojuszników Pekinu. W ten sposób strategia Xi Jinpinga odwiedzenia Brukseli od zapoczątkowanej przez Donalda Trumpa polityki ochrony rynku (zaporowe cła importowe) skończyła się porażką.