„Solidny, mocny fundament długoterminowego partnerstwa w dziedzinie bezpieczeństwa” – w taki sposób przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej Rusłan Stefanczuk opisuje układ o wzajemnych polsko-ukraińskich gwarancjach bezpieczeństwa, nad którym prace rozpoczęła wizyta w Kijowie pani marszałek Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Sprawa przeszła niemal niezauważona, tymczasem takie porozumienie obu państw byłoby z punktu widzenia zasad prowadzenia polityki międzynarodowej kuriozalne.
Polska i Ukraina nie są tak samo zagrożone
Jeśli dwa kraje udzielają sobie wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa – a podkreślić tu należy słowo „wzajemny” – to w sytuacji tych państw powinna występować jakaś równowaga względem oczekiwanego zagrożenia. Taki warunek spełniał układ sojuszniczy zawarty przez II RP z Francją w latach 20., a w części wojskowej odświeżony w roku 1939. Układ okazał się ostatecznie porażką, ale z innych powodów. Geopolitycznie natomiast miał sens: potencjalnie zarówno Polska, jak i Francja mogły się stać obiektem niemieckiego ataku, jako że ewentualny agresor leżał pomiędzy tymi państwami i w przeszłości je już atakował.
Jednak taki układ geograficzny nie jest warunkiem niezbędnym. Jeśli jedna ze stron jest zagrożona bezpośrednio, a druga co prawda niebezpośrednio, ale w szerszym planie geopolitycznym atak potencjalnego agresora na pierwszy kraj naruszałby jej szeroko pojęte interesy – układ także ma sens.
Układ mogłaby uzasadniać tylko jedna sytuacja: gdyby Ukrainie dopiero groził rosyjski atak ze wschodu, a Polsce w identycznym stopniu – od strony Białorusi
W przypadku Polski i Ukrainy sprawy mają się inaczej. Układ mogłaby uzasadniać tylko jedna sytuacja: gdyby Ukrainie dopiero groził rosyjski atak ze wschodu, a Polsce w identycznym stopniu – od strony Białorusi. Tak jednak nie jest. Ukraina jest państwem pogrążonym w konflikcie od dziesięciu lat, a teza, że Rosja szykuje się do zaatakowania Polski czy szerzej – NATO – jest w najwyższym stopniu dyskusyjna. To oznacza, że pomiędzy stronami układu istnieje olbrzymia dysproporcja zagrożenia, a więc i korzyści, jakich może dostarczyć układ. Ukraina jest jedynym beneficjentem, my zaś możemy tylko stracić.