Politycy wszystkich opcji mobilizują wyborców przed planowanymi na 9 czerwca wyborami do Parlamentu Europejskiego. W czwartek w Poznaniu – gdzie odbywa się kongres Impact – pojawili się wspierając swoje partie i kandydatów do PE prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski oraz ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Nowej Lewicy.
Wszystko wskazuje na to, że poważniejsze przymiarki do wyborów prezydenckich dopiero jesienią
Obydwoje uczestniczyli też w konferencji Impact. Zarówno Trzaskowski, jak i Dziemianowicz-Bąk pojawiają się w rozważaniach dotyczących właśnie wyborów prezydenckich w swoich formacjach wyborczych. Ale do ostatecznych decyzji w tej sprawie jeszcze daleko. Wszystko wskazuje na to, że poważniejsze przymiarki do wyborów prezydenckich dopiero jesienią. I to z kilku powodów.
Wysoka stawka w wyborach prezydenckich 2025
Zarówno politycy partii koalicji rządzącej, jak i PiS czy Konfederacji, doskonale zdają sobie sprawę ze stawki w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Jeśli polityk z PiS lub związany ze środowiskiem PiS ponownie wygra wybory, może to oznaczać dalsze zablokowanie kluczowych projektów, np. dotyczących aborcji czy innych ważnych dla wyborców koalicji rządzącej kwestii. – Trudno sobie wyobrazić dalsze lata takiej polityki i kohabitacji – mówi nam jeden z rozmówców z koalicji rządzącej. Z drugiej strony PiS zdaje sobie sprawę ze skutków utraty możliwości blokowania ustaw koalicji rządzącej. Wybory do Sejmu zgodnie z konstytucyjnym terminem odbędą się w 2027 roku. To oznacza, że obecna władza – po sukcesie np. Rafała Trzaskowskiego – przez dwa lata mogłaby rządzić bez trudności wynikających z kohabitacji.
Na to nakłada się jeszcze jeden czynnik. Wybory 9 czerwca kończą wyborczy „trójskok”. Czyli kilkanaście miesięcy bezustannej kampanii wyborczej. Te kilkanaście miesięcy zużyło zasoby największych partii politycznych. Zmęczylo też sztabowców i samych polityków.