Liderzy Nowej Lewicy są w szoku, strategia, którą przyjęli od ogłoszenia wyników wyborów parlamentarnych, nagle straciła rację bytu. Dość słaby wynik lewicy, od pierwszej chwili po ogłoszeniu wyników badań exit poll 15 października, był osładzany słowami Włodzimierza Czarzastego o tym, że procentów jest mniej, niżby się chciało, ale za to „po latach  lewica wraca do rządu”. I rzeczywiście wróciła. Naturalną konsekwencją budowania wspólnego rządu wydawało się więc stworzenie jednej listy do sejmików, gdzie realny próg wyborczy to przeciętnie 10 proc., a żeby być pewnym swego – najlepiej 12. A na tyle lewica samodzielnie liczyć nie może.

Wszystko więc szło dobrze, politycy lewicy rozeszli się po resortach, zaprzestali presji programowej na swoje własne postulaty, niektórzy tłumaczyli nawet opóźnienia np. w sprawie aborcji „wyższą racją polityczną”. A koalicja trzech partii dawnej opozycji demokratycznej ruszyła na wojnę z PiS, który postanowił robić wszystko, żeby ją w opinii publicznej przegrać z kretesem. Co więc się popsuło?

Czytaj więcej

Wybory samorządowe. Koalicja Obywatelska i Lewica startują osobno

Najpierw okazało się, że tak jak nie było mowy o jednej liście przed wyborami parlamentarnymi, tak nie ma i teraz. PSL i Polska 2050 postawiły na „splendid isolation”, bo taki mają wyborczy interes i przy stole została NL z KO. Na sobotę zapowiadano oficjalne uznanie koalicji przez gremia partyjne i ustalenie wspólnych kandydatów na prezydentów w kluczowych miastach. Ale tuż przed swoją wtorkową konferencją premier Tusk zadzwonił do wicemarszałka Czarzastego i stwierdził, że nici z umowy. – Uznał, że jesteśmy mu niepotrzebni. Właściwie trudno się mu dziwić. Po co ma nas wpuszczać do swojej koalicji, skoro ma Zielonych i Inicjatywę Polska, postulaty światopoglądowe już nam zabrał, a gospodarczych nie mamy, bo inicjatywę przejęło Razem? – tłumaczy jeden z posłów NL. Dodaje, że to może być wyrok na Nową Lewicę i samego Czarzastego, bo z mniejszą liczbą radnych partii trudno będzie przetrwać, ale decyzja Tuska oznacza także, że w eurowyborach partia może w ogóle spaść pod próg wyborczy.

Co dalej z partią Razem? Donald Tusk połamał strategię

Wszystko to mogłoby budzić gorzką satysfakcję Razem, które rząd poparło, ale do koalicji nie weszło, zakładając, że Nowa Lewica prędzej czy później przyklei się do KO i zostanie przez nią wchłonięta tak jak kiedyś Nowoczesna. A wtedy mniejsza lewicowa partia, mając swoich parlamentarzystów, zdobywając stanowisko wicemarszałkini Senatu i przyczółki w komisjach, mogłaby budować uczciwie lewicową alternatywę. To byłby długi marsz, ale Razem wierzyło, że dokądś by zaprowadził. We wspólnym klubie z NL, która współrządzi z liberalnymi socjaldemokratami nowego typu — będzie to raczej niemożliwe. Zniknie też argument o nierozbijaniu lewicowej koalicji, skoro powstała inna – Nowej Lewicy z KO. Teraz to Razem musiałoby zażądać rozwodu. W ten sposób lider KO i premier połamał strategię nie tylko NL, ale i drugiej lewicowej partii. Może teraz spokojnie siedzieć i dokonywać selekcji zgłoszeń do Platformy Obywatelskiej ze strony tych polityków Nowej Lewicy, którzy nie chcą zostać na lodzie. Na pewno nie wszystkie zaakceptuje.