Szymon Hołownia: Mogę poprosić Jarosława Kaczyńskiego na dywanik

Trzecia Droga chce referendum w sprawie aborcji. Pytanie powinniśmy ustalić wspólnie, w panelu obywatelskim, który zaczniemy uruchamiać przy Sejmie w przyszłym roku – mówi Szymon Hołownia, marszałek Sejmu, lider Polski 2050, Trzecia Droga.

Aktualizacja: 07.12.2023 06:12 Publikacja: 07.12.2023 03:00

Ani Donald Tusk nie jest krokodylem, ani ja sałatką z tuńczyka - mówi marszałek Sejmu Szymon Hołowni

Ani Donald Tusk nie jest krokodylem, ani ja sałatką z tuńczyka - mówi marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

Foto: PAP/TOMASZ GZELL

Panie marszałku, jak pan chce odnowić oblicze Sejmu?

Rozmową, cierpliwością i uprzejmością. Nie mówię, że obca jest mi czasem złośliwość czy gry retoryczne – one są też wpisane w parlamentaryzm – ale bardzo bym chciał obniżyć choć trochę poziom sejmowych emocji i zobaczyć, czy to coś zmieni. Z pewnością – bardziej nie eskalować. Eskalacja byłaby bardzo niebezpieczna. Pogłębiające się podziały, słabość wewnętrzna przyciągają zewnętrzną agresję. Pokazał to przykład Izraela i Strefy Gazy, jest wiele innych przykładów z historii świata. To zupełnie naturalne, że będziemy się różnić, rozliczać, spierać, kłócić, ale nie możemy się pozabijać albo otworzyć drzwi tym, którzy chcieliby to zrobić. Mówiłem o tym w pierwszym wystąpieniu: chciałbym, żeby Sejm nie był sceną dla pogardy, pozostając sceną dla sporów. Rozmawiamy często z nowymi posłami i wielu z nich ma poczucie, zwłaszcza po pierwszych dwóch–trzech dniach posiedzeń, że to nie jest ten spektakl, który sobie wyobrażali. Jeśli przez cztery lata nic się w tym obszarze nie zmieni, to poniesiemy porażkę, niezależnie od tego, ile ustaw uchwalimy.

Jakie zmiany chce pan wprowadzić przez najbliższe dwa lata piastowania urzędu? Jak zostanie zmieniony regulamin?

Zacząłem od zmiany sposobu prowadzenia obrad. Potrzeba innego stylu niż ten, który był na tej sali w ciągu ostatnich ośmiu lat. Wraz z wicemarszałkami będziemy próbowali oczywiście, o ile posłowie pozwolą, raczej tonować niż zaostrzać debatę. Regulamin Sejmu zaś trzeba po prostu stosować. Jest w nim całkiem sporo metod dyscyplinowania izby, której celem nie jest przecież wyłącznie „wygadanie się” posłów, lecz podejmowanie decyzji, konkludowanie, tego oczekują ludzie. Po tych trzech tygodniach z obradami co tydzień mam oczywiście pierwsze praktyczne wnioski, ale muszę dobrze przemyśleć, czy stawiając je, nie okażę się nadmiernym idealistą. Przykład. Na początku każdego dnia obrad posłowie zgłaszają masowo tzw. wnioski formalne, które oczywiście nie są żadnymi „wnioskami formalnymi”, lecz oświadczeniami w imieniu klubów w tematach bieżących i okazją do ostrej minidebaty. Zastanawiałem się, czy nie lepiej dać po prostu klubom i kołu codziennie więcej czasu na regularne oświadczenia w sprawach bieżących, tak żeby każdy mógł powiedzieć, co klubowi leży na wątrobie, i nie stawać na rzęsach, udając, że składa formalny wniosek. Doświadczeni posłowie i pracownicy Kancelarii Sejmu zwracają mi jednak uwagę, że może się to skończyć tym, że i tak będzie na koniec i jedno, i drugie, posłowie wygłoszą oświadczenia, a później będą i tak zgłaszać te niby-wnioski. Zobaczymy.

Czytaj więcej

Sondaż: Jak Polacy oceniają prowadzenie obrad Sejmu przez marszałka Hołownię?

A poza tym przewietrzamy Sejm. Zniknęły barierki, szykujemy panel obywatelski i większe otwarcie Sejmu na wysłuchania publiczne, wpuściliśmy dziennikarzy tam, gdzie nie mogli chodzić…

Nie wpuściliście, tylko przywróciliście wcześniejsze miejsca pracy dziennikarzy w Sejmie.

Więc wpuściliśmy, bo nie byli wpuszczani tam przez poprzednią władzę. Było w tym coś agresywnego, a agresja jest oznaką lęku. My się dziennikarzy nie boimy. To, że ludzie się Sejmem interesują, oglądają posiedzenia, to dobry prognostyk, bo on – mam nadzieję – wymusi, zwrotnie, inne zachowanie na posłach. W ogóle chciałbym, żeby Sejm odchodził od wizerunku pełnej agresji, smutnej fabryki wrzucanych naprędce ustaw, żeby zaczął być bardziej ludzkim miejscem. Poleciłem już szefowi Kancelarii, żeby rozesłał do klubów parlamentarnych pytanie, ile posłanek, ilu posłów byłoby zainteresowanych tym, żebyśmy organizowali w Sejmie dzienne przedszkole i żłobek w dniach posiedzeń i ewentualnie w dniach poprzedzających, gdy pracują komisje. W trosce o pracowników Sejmu chcemy ograniczyć nocne obrady, żebyśmy wszyscy mogli mieć poczucie, że to jest normalna robota, a nie nieustanna walka na barykadach. Nie wierzę jednak, że to się wydarzy od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mam czarodziejskiej różdżki. Stawiam na ewolucję.

A jak chciałby pan zmienić treść polityki?

Treść polityki musi się dostosować do wymagań współczesności. Dziś w naszej szerokości geograficznej na pierwszy plan wychodzi potrzeba bezpieczeństwa. Fizycznego, związanego z wojną w Ukrainie, ale też ekonomicznego, klimatycznego. Na to rada jest tylko jedna: odbudowa relacji. Wewnętrznych i zewnętrznych, musimy – a to bardzo trudne – wychodzić z uzależniającego jak narkotyk paradygmatu rywalizacji, który skaził nas praktycznie do poziomu edukacji w szkołach podstawowych, i iść w stronę kooperacji.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Rośnie poparcie dla Trzeciej Drogi w sondażu. I napięcie z Platformą w koalicji.

Po brexicie mieliśmy przez chwilę szansę, by stać się trzecią siłą w Europie. Dziś te drzwi mogą się otworzyć przed nami raz jeszcze. Marszałek Sejmu, marszałek Senatu, parlament też mogą wziąć w tym udział.

Czy „rotacyjny marszałek” pana obraża?

Nie, bawi. Mnie ta moja „rotacyjność” cieszy, proszę spojrzeć na tempo „rotacji” ministrów kolejnych imitacji rządów Mateusza Morawieckiego, przecież ja przy nich mam kontrakt prawie na dożywocie (śmiech). To, że wiem, że jestem na tym stanowisku tylko na dwa lata, jeszcze bardziej zachęca do tego, żeby codziennie wstawać i biec bez wytchnienia. Każdy dzień muszę wycisnąć jak cytrynę.

Czy coś pana zaskoczyło w nowej roli, zdobył pan wiedzę, którą wcześniej nie dysponował?

Zaskoczył mnie poziom kultury na sali. Tu, a tego nie widać w telewizji, stale jeden krzyczy, druga wstaje, trzeci wymachuje pięścią, czwarty wygraża. Są tacy, którzy nabijają sobie statystyki wystąpień, istni stachanowcy pytań poselskich, są tacy, którzy liczą tylko na to, żeby na chwilę zaistnieć w kamerach i serwisach. Jest na tej sali jakichś 40–50, może 60 łatwo wzbudzających się posłów, chciałbym umieć pokazać tych pozostałych 300 czy 400, którzy przyglądają się temu z dystansem, wierzę, że przyjechali tu do pracy.

Nie odpowiedział pan, jak będzie wyglądała zmiana regulaminu. Czy będzie pan potrafił przeciwdziałać obstrukcji?

Regulamin w dłuższej perspektywie fundamentalnie wymaga przepracowania, bo jest miejscami dość archaicznym zlepkiem skamielin z ostatnich 30 lat demokracji. Natomiast nie jest tak, że dziś nie da się „na nim” pracować. Wystarczy go stosować. Trzeba iść krok po kroku. Niektórzy posłowie z prawej strony sali grożą mi już w rozmowach – a prowadzę takie – blokadą mównicy, organizowaniem alternatywnego Sejmu w Sali Kolumnowej czy wręcz powtórzeniem ataku na Kapitol. Podchodzę do tych pogróżek ze spokojem. Jeśli sytuacja na sali zacznie eskalować, najpierw postaram się chłodzić salę przerwą czy rozmową z Konwentem Seniorów. A jeśli to nie wystarczy – są trzy ścieżki, jakie ma marszałek prowadzący obrady: przywołanie do rzeczy, do porządku i stwierdzenie, że poseł narusza powagę Sejmu. To się może skończyć wykluczeniem z obrad, karami finansowymi, to jest dla posłów realnie dotkliwe.

Zaprosiłby pan Jarosława Kaczyńskiego na dywanik, gdyby naruszał regulamin Sejmu?

Tak, oczywiście. Poproszę go, jeżeli będzie to konieczne, ale na razie współpraca akurat z posłem Kaczyńskim przebiega bez zarzutu. Mieliśmy do tej pory dwie wymiany zdań w izbie, obie były niekonfrontacyjne, pozbawione agresji. Są inni posłowie, którzy te granice przekraczają, i nie będę miał żadnych wątpliwości, gdy trzeba będzie używać wszystkich dostępnych narzędzi. Regulamin Sejmu mówi wyraźnie, że marszałek ma stać, skutecznie, na straży porządku i powagi w izbie.

A co z zamrażarką sejmową?

Wywieziona na złom. Wszystkie ustawy są procedowane. Żaden projekt nie jest odkładany na bok. Wyciągnąłem też na światło dzienne wszystkie, które przetrwały dyskontynuację projektów obywatelskich. Nie ma takiego projektu, któremu nie nadałem numeru druku albo nie skierowałem do analizy w Biurze Legislacyjnym i Biurze Analiz Sejmowych. Te analizy trochę zajmują, bo chcemy też z zasady robić ocenę skutków regulacji, publikować je, a to w Sejmie nie było do tej pory zawsze praktykowane.

Czytaj więcej

Robert Gwiazdowski: O aferze z wiatrakami i zagubionej sejmowej zamrażarce

Czy projekty poselskie też powinny podlegać OSR-owi?

Tak, bezwzględnie. Mówiłem już o tym w kampanii prezydenckiej, zgadzając się z pomysłem Klubu Jagiellońskiego. Będziemy robili OSR-y i będziemy je publikować na stronie sejmowej, tak żeby każdy mógł się z tym zapoznać do wszystkich projektów, które tu będą trafiały. Ludzie mają prawo do informacji, jakie prawo jest stanowione.

Czy będzie audyt prac marszałek Sejmu Elżbiety Witek?

Nie. Nie wyobrażam sobie narzędzia, które trafnie by ten audyt przeprowadziło.

Z jakiegoś powodu nie zgodziliście się na Elżbietę Witek jako marszałek Sejmu.

To była właśnie dostępna Sejmowi forma takiego audytu. Bo to nie było niewybranie wicemarszałka z największego klubu parlamentarnego, to było niewybranie na tę funkcję konkretnej posłanki, pani Elżbiety Witek. Gdyby klub PiS zgłosił kogokolwiek ze 190 osób, kto nie ma biografii posła Mejzy czy Mateckiego, to bylibyśmy za. Klub PiS powinien mieć swojego wicemarszałka Sejmu. Gabinet w Sejmie wciąż czeka na PiS i liczę, że prezydium będzie uzupełnione.

Ile powinno być komisji śledczych w Sejmie?

Tyle, żeby się wzajemnie nie skanibalizowały. Niech najpierw zacznie działać jedna, pewnie będzie to ta ds. wyborów kopertowych. Jeśli Sejm przyjmie uchwałę o niej w czwartek, jeszcze w czwartek wyznaczę termin zgłaszania członków tej komisji. 12 grudnia moglibyśmy więc na Sejmie powołać skład komisji i mogłaby ona procedować. Dwie kolejne mają szansę wystartować do końca roku. Celem komisji jest nieuchronność rozliczenia, a nie ich liczba czy teatralność działań.

Czy zgodzi się pan na komisję śledczą ds. ustawy wiatrakowej?

To kuriozalna propozycja. Dyskutujemy nie o prawie, lecz o projekcie, który nie przeszedł nawet pierwszego czytania. Gdybym poważnie traktował tego rodzaju publicystyczne inicjatywy odchodzącej większości, należałoby może pomyśleć o komisji śledczej, która ustali, kto zarobił na tym, że PiS na początku swoich rządów de facto postawił na rosyjski węgiel i gaz i energię z polskiego wiatru na lądzie faktycznie zablokował.

Czytaj więcej

PiS ma plan jak zdominować komisje śledcze w obecnym Sejmie

A pan ma pełne zaufanie do Pauliny Hennig-Kloski?

Tak. Tu nie ma żadnej afery. Wnioskodawcy tej ustawy popełnili błędy w komunikacji, natomiast rozumiem ich intencje: mrozić ceny energii trzeba, bo jest za droga. Więc jeśli chce się leczyć nie tylko skutek, ale i przyczynę, trzeba odblokować energię z OZE w Polsce, przyblokowaną – wiatraki to nie wszystko, przypomnę haracze nakładane przez prywatnych właścicieli małych instalacji fotowoltaicznych, przez tych, którzy przegrali wybory.

Za błędy się płaci. Czy Paulina Hennig-Kloska, która pilotowała projekt ustawy ws. cen energii, w której znalazły się kontrowersyjne zapisy dotyczące wiatraków, pozostaje kandydatem Polski 2050 na ministra klimatu?

Tak. Ustalenia koalicyjne pozostają w tej materii bez zmian. Paulina Hennig-Kloska pracowała nad projektem Koalicji Obywatelskiej, wprowadzano poprawki, na podstawie tego projektu nie byłoby żadnych wywłaszczeń pod wiatraki ani stawiania ich w parkach krajobrazowych, zmniejszone odległości dotyczyły małych turbin, tych, które poprzednia władza chciała pozwolić stawiać bez żadnych ograniczeń, to mogłoby pomóc też rozwinąć rynek polskich producentów takich właśnie małych turbin. Powtórzę natomiast – ten projekt został w błędny sposób zaprezentowany i zakomunikowany. Dlatego uznaliśmy, że – nie odchodząc na krok od idei uwolnienia mocy z wiatru na lądzie – potrzeba więcej czasu na spokojną rozmowę o nim ze wszystkimi zainteresowanymi.

Tak powinien wyglądać proces legislacyjny? Nie jest przypadkiem, że PSL nie podpisał się pod tą ustawą.

Nie. W ostatnim miesiącu proces legislacyjny faktycznie nie wygląda tak, jak mamy nadzieję, że wyglądać będzie. Przyczyna jest prosta. Jesteśmy w okresie przejściowym, w którym mamy do czynienia z dwoma poważnymi czynnikami zakłócającymi pracę Sejmu. Po pierwsze, ci, którzy przegrali wybory, od dwóch miesięcy, przy wsparciu prezydenta, nie chcą się odkleić od sterów władzy, tak się od nich uzależnili. Mamy więc kolejne imitacje rządów, niezłożony budżet. Po drugie, PiS zamknął Sejm 30 sierpnia. Przez półtora miesiąca poprzedniej kadencji Sejm nie uchwalał prawa. Przez kolejny miesiąc z otwarciem nowego Sejmu zwlekał prezydent Duda. Co zabraniało PiS uchwalić np. ustawę o zakazie handlu w wigilijną niedzielę np. w lipcu? Przecież o tym, że Wigilia w tym roku wypadnie w niedzielę, wiadomo od czasów wprowadzenia kalendarza gregoriańskiego. Co ich wstrzymywało przed uchwaleniem mrożenia cen prądu, wakacji kredytowych czy zerowego VAT na żywność, którego nb. nie uwzględnili nawet w budżecie? Zwykłe lenistwo? Pycha związana z niewzruszoną wiarą w wygraną? Zrzucili to wszystko na głowę nowemu Sejmowi. Dlatego musi on działać teraz w trybie alarmowym, obradować co tydzień, podczas gdy powinien, i mam nadzieję – od stycznia – będzie, co dwa tygodnie, żeby harmonijnie zgrać się z pracą komisji i Senatem.

Ale w ustawie o zamrażaniu ceny chyba nie powinno być zapisów dotyczących wiatraków.

Taką decyzję podjęli wnioskodawcy z powodów, o których mówiłem już wcześniej. Chcieli ratować sytuację szybciej, będą musieli zrobić to nieco spokojniej, ale istoty rzeczy to nie zmienia. Zajmie się tym już nowy rząd.

Czytaj więcej

Mrożenie cen energii na cały rok idzie do kosza. Sejm zajmie się projektem opozycji

Czy nie traktuje pan funkcji marszałka Sejmu jako trampoliny do prezydentury Polski?

Nie. Gdyby chodziło mi o trampolinę, zwróciłbym się do posła Antoniego Macierewicza, podobno największego w izbie specjalisty w skokach do wody (śmiech). Trampolina nie jest, jak panowie widzą, wyposażeniem tego gabinetu. Cieszę się z tego, że ludzie pozytywnie reagują dziś na to, co wraz ze współpracownikami robimy w Sejmie, ale ostatnie trzy lata ostrej jazdy w polityce skutecznie zaimpregnowały mnie na uzależnianie swoich postaw i decyzji od pozytywnej czy negatywnej fali, która aktualnie niesie cię bądź zalewa. Fajnie, że jest fajnie, ale ja już dobrze wiem, że różnie to z tym bywa (śmiech).

Fajnie może się skończyć, kiedy ogłosi pan, że będzie kandydował na prezydenta RP, którym chce też zostać Rafał Trzaskowski.

Czy będę kandydował – odpowiem w listopadzie przyszłego roku. Gdybym kandydował, to byłaby naprawdę bardzo ciekawa druga tura, jeżeli znalazłbym się w niej z Rafałem Trzaskowskim. Ale czy tak się stanie? Dziś takie dywagacje nie mają sensu, rok w polskiej polityce to są lata świetlne.

Czy bierze pan pod uwagę kandydowanie w wyborach na prezydenta Warszawy, gdyby Rafał Trzaskowski został prezydentem Polski?

Mieszkam w Otwocku, nie znajduję powodów, dla których miałbym teraz kandydować na prezydenta Warszawy. Prezydentem Warszawy powinien być ktoś, kto mieszka w Warszawie, kto jest gotów poślubić ją na dobre i na złe, na lata, dla kogo to stanowisko będzie zwieńczeniem ambicji, a nie etapem podróży. Utarło się od dekad, że prezydent Warszawy to „piąty urząd w Polsce”, że z tego pałacu idzie się do innego pałacu. Ja kocham Warszawę, pracuję w niej od prawie 30 lat, dopiero od niespełna dziesięciu mieszkam „obok”. Ale ona potrzebuje samorządowca z krwi i kości. Na lata.

A nie obawia się pan, że przefajnuje na funkcji marszałka i z Sejmu zrobi show, odbierając mu powagę i majestat?

Majestat to nie przemoc, powaga to nie grobowy smutek. Nie ma nic złego w tym, że obywatele chcą dziś oglądać obrady Sejmu. Chyba nie tylko ja cieszę się, że jesteśmy dziś najbardziej oglądanym parlamentem w Europie. Przegoniliśmy parlament brytyjski, jeżeli chodzi o liczbę subskrybentów na YouTubie. Funkcja marszałka to procedury, tyle rzeczy oficjalnych, poważnych i statecznych, że jeżeli jako przyprawę doda się do tego odrobinę więcej uśmiechu czy luzu, to nadal tych poważnych, statecznych i proceduralnych będzie dostatecznie wiele, by przyprawa nie zdominowała potrawy. Za tydzień wiele się zmieni, będzie nowy premier, nowy rząd. Moje okno komunikacyjne, jako jedynego do tej pory przedstawiciela nowej większości na tym piętrze odpowiedzialności za kraj, nieco się przymknie. I cieszę się z tego. Polityka to gra zespołowa, a roboty dla wszystkich jest mnóstwo. 


Czytaj więcej

Sondaż: KO i PiS tracą. Zyskuje Polska 2050 Szymona Hołowni

Jak wyglądają pańskie relacje z Donaldem Tuskiem?

Dobrze.

Nie obawia się pan, że Polska 2050 skończy niczym Nowoczesna, kolejna przystawka PO? Andrzej Olechowski mówił, że Donald Tusk jest jak krokodyl, który wszystkich połyka. Nie obawia się pan, że jest kolejnym daniem w menu szefa PO?

No cóż… Kiedyś w Afryce zawieziono mnie do restauracji, w której całe menu stanowiły dania z krokodyli… (śmiech). Dajcie spokój, ani Donald Tusk nie jest krokodylem, ani ja sałatką z tuńczyka. Mamy robotę do zrobienia. Mamy zespół. Nasza czwórka, liderów większości demokratycznej, to nie jest grono gruchających do siebie z miłością i czułością gołąbków. Na naszych spotkaniach bywa gorąco. Ale zawsze są konkluzje i zaufanie.

A jaki pomysł ma pan na Polskę 2050? PSL był w wielu relacjach koalicyjnych, które kończyły się rozłąką.

Piszemy nowy rozdział. Proszę pamiętać o tym, co nam wieszczono, jak lamentowano nad naszą koalicją, dwa miesiące i trzy miesiące przed wyborami, a gdzie ostatecznie wylądowaliśmy.

Czy Trzecia Droga idzie razem do wyborów samorządowych i europejskich?

Wysoce prawdopodobne. Zwłaszcza jeżeli chodzi o wybory sejmikowe, to się wręcz narzuca. Jesteśmy jeszcze przed decyzjami formalnymi zarządów w tych sprawach. Trwają rozmowy wstępne, zamówiliśmy duże badania. Za chwilę będą wybory europarlamentarne, później prezydenckie. Tu też będziemy musieli szukać jakiejś platformy współpracy.

Czytaj więcej

Trzecia Droga po sukcesie wyborczym chce iść razem do sejmików

Czy w tym Sejmie będzie głosowanie nad postawieniem Adama Glapińskiego czy posłów PiS przed Trybunałem Stanu?

Po pierwsze, chciałbym, żebyśmy wyszli z kultury rytualnego grożenia sobie Trybunałem Stanu. Gdy zobaczę taki wniosek, na piśmie, będziemy o tym rozmawiać. Jeżeli chodzi o prezesa Narodowego Banku Polskiego, trzeba też bardzo uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą, nie zdestabilizować złotego i nie zaszkodzić polskiej gospodarce. Taka opcja oczywiście leży na stole, ale nie było ani poważnej rozmowy na ten temat, ani decyzji w tej sprawie.

Czy po tych dwóch miesiącach na stanowisku marszałka Sejmu zmieniła się panu wizja Polski, do jakiej dąży? Czy coś by pan rozwinął, na coś innego postawił niż w czasie kampanii wyborczej lub prezydenckiej?

Moja śp. babcia, źródło życiowej mądrości, mawiała często: „Na kaca najlepsza praca”. Nie tylko ja mam chyba kaca po latach oglądania tego, jak wygląda polska polityka, jak wyglądają nasze wzajemne relacje, gdy tylko zaczynamy rozmawiać o tym, co nas różni. I nie ma moim zdaniem innej drogi niż wspólne wzięcie się do roboty. Nie gońmy za utopią jednomyślności, nie anihilujmy różnic, tylko spróbujmy inaczej zarządzać sporem. Miejmy inny punkt odniesienia. Załatwmy rzeczy. A jak nie wiemy, co robić – popatrzmy na nasze dzieci. Dlatego tak bardzo potrzeba nam zmiany języka w Sejmie, zmiany mediów publicznych.

A kiedy się zmienią te media publiczne?

Szybko. Jest kilka wariantów działań w tej sprawie. Prace trwają. Te działania muszą być szybkie, jednoznaczne i nie polegać na przejęciu telewizji przez kolejną partię, tylko próbie wejścia w rozwiązanie systemowe problemu. TVP Info nakłada mi czerwone filtry na twarz i to jest anegdotyczne, zresztą to samo robią Tuskowi i innym, ale Polacy mają przede wszystkim prawo do rzetelnej, nieskażonej propagandą informacji, bo na jej podstawie podejmują najważniejsze decyzje: o tym, gdzie będą mieszkać, do jakiej szkoły posłać dziecko, czy zainwestować w firmę.

Nie będzie wahnięcia w drugą stronę?

Dopóki ja i Polska 2050 będziemy mieli coś do powiedzenia w tej sprawie, będziemy robić wszystko, żeby i w spółkach Skarbu Państwa, i w mediach publicznych tego politycznego wahnięcia nie było. Wejście teraz wprost w kalosze PiS to byłoby prymitywne traktowanie demokracji, co zemściłoby się w połowie kadencji. Ludzie zagłosowali za zmianą dużo większą niż wyrzucenie z siodła władzy Kaczyńskiego.

Wejście w kalosze PiS to byłoby prymitywne traktowanie demokracji, co zemściłoby się w połowie kadencji

Szymon Hołownia

Czy zostanie podniesiona kwestia aborcji w tym Sejmie i dojdzie do zapowiadanego referendum?

Tym tematem będziemy musieli się zająć. Mamy już w Sejmie w opracowaniu dwa projekty ustaw, które złożyła Lewica w tej sprawie. One są w tej chwili w konsultacjach. Trzecia Droga trwa na stanowisku, że powinno zostać przeprowadzone referendum. W tej sprawie zgodziliśmy się w koalicji z KO i Lewicą, że nie będziemy się zgadzać. Jest zgoda na niezgodę. Będziemy szli każdy własną drogą. W poczuciu odpowiedzialności, też pewnie konsultując ze sobą swoje kroki, żeby nie doprowadzić do jeszcze większego nieszczęścia. W tej sprawie każdy z nas ma swoje jasne stanowisko i nikt go od wyborów nie zmienił.

Jak powinno brzmieć to pytanie referendalne?

Powinniśmy ustalić to wspólnie, w panelu obywatelskim. Panel obywatelski, mam nadzieję, zaczniemy uruchamiać przy Sejmie w przyszłym roku. Zaproszę do współpracy przy tym najlepszych w Polsce specjalistów od partycypacji obywatelskiej.

Czytaj więcej

Sondaż: Wyborcy czekają na ustawę ratunkową ws. aborcji. Co sądzą popierający Trzecią Drogę?

A związki partnerskie będą procedowane?

Chciałbym zobaczyć taki projekt ustawy. Jeżeli go zobaczę, to oczywiście nadam mu bieg. On też pewnie nie będzie projektem rządowym. Natomiast ja z przyjemnością za takim projektem zagłosuję, jeżeli się w Sejmie znajdzie.

Panie marszałku, jak pan chce odnowić oblicze Sejmu?

Rozmową, cierpliwością i uprzejmością. Nie mówię, że obca jest mi czasem złośliwość czy gry retoryczne – one są też wpisane w parlamentaryzm – ale bardzo bym chciał obniżyć choć trochę poziom sejmowych emocji i zobaczyć, czy to coś zmieni. Z pewnością – bardziej nie eskalować. Eskalacja byłaby bardzo niebezpieczna. Pogłębiające się podziały, słabość wewnętrzna przyciągają zewnętrzną agresję. Pokazał to przykład Izraela i Strefy Gazy, jest wiele innych przykładów z historii świata. To zupełnie naturalne, że będziemy się różnić, rozliczać, spierać, kłócić, ale nie możemy się pozabijać albo otworzyć drzwi tym, którzy chcieliby to zrobić. Mówiłem o tym w pierwszym wystąpieniu: chciałbym, żeby Sejm nie był sceną dla pogardy, pozostając sceną dla sporów. Rozmawiamy często z nowymi posłami i wielu z nich ma poczucie, zwłaszcza po pierwszych dwóch–trzech dniach posiedzeń, że to nie jest ten spektakl, który sobie wyobrażali. Jeśli przez cztery lata nic się w tym obszarze nie zmieni, to poniesiemy porażkę, niezależnie od tego, ile ustaw uchwalimy.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Tomasz Siemoniak po Kolegium ds. Służb: Trwają przeszukania i przesłuchania
Polityka
Sondaż przed wyborami do PE: KO o włos przed PiS
Polityka
Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska: Jest czworo nowych ministrów
Polityka
Lewica chce CPK. Biedroń: Pozwoli staruszce dojechać do lekarza
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Polityka
Donald Tusk jedzie na granicę z Białorusią