Reklama

Rząd nie wie, jakie będą koszty referendum. Ale wiadomo, że wydatki będą poza limitem

Pod pretekstem „minimalizacji kosztów” rząd organizuje referendum w dniu wyborów do parlamentu. A środki na tę kampanię są nieograniczone.

Aktualizacja: 21.08.2023 06:02 Publikacja: 21.08.2023 03:00

Zdaniem PiS referendum organizowane tego samego dnia, co wybory, ma być tańsze

Zdaniem PiS referendum organizowane tego samego dnia, co wybory, ma być tańsze

Foto: Karolina Misztal/REPORTER

Wydatki na organizację i przeprowadzenie ogólnokrajowego referendum pokrywane są z rezerwy celowej budżetu państwa. To jednak tylko środki na pokrycie kosztów m.in. Krajowego Biura Wyborczego, komisarzy wyborczych i ich obsługi – bez wydatków na kampanię referendalną. Rząd nadal nie ma szacunków, ile wyda na referendum 15 października. „Organizacja referendum to dłuższy proces. (...) Na ten moment nie znamy jeszcze szczegółów w sprawie kosztów” – odpowiada nam Centrum Informacyjne Rządu.

Ostatnie referendum w 2015 r., które wtedy zarządził prezydent Bronisław Komorowski, kosztowało nas 71 575 097 zł, z czego najwięcej – ponad 31 mln zł – stanowiły diety członków komisji – wynika z danych Krajowego Biura Wyborczego. Teraz ten koszt w dużej mierze przejmą wybory. Jak uzasadniał premier Mateusz Morawiecki we wniosku o zarządzenie referendum w dniu wyborów do Sejmu i Senatu: „pozwoli na minimalizację kosztów i zwiększy frekwencję w referendum” (osiem lat temu frekwencja wyniosła zaledwie 7,8 proc.). Teraz oba głosowania – w wyborach oraz w referendum – odbywać się będą w tych samych obwodach, przy jednej komisji wyborczej i użyciu jednej urny. Dodatkowym kosztem w referendum będzie więc druk kart do głosowania z czterema pytaniami, które ułożył PiS, ale również, najprawdopodobniej, większa dieta ok. 30 tys. członków komisji. Prawdziwy problem jednak leży gdzie indziej.

Referendum i wybory. Dwa w jednym

– Na pewno połączenie tych dwóch głosowań ma uzasadnienie ekonomiczne. Ryzykiem, które widzę, jest nałożenie się dwóch kampanii: referendalnej i wyborczej, a więc dwóch wykluczających się systemów finansowania. Nie do rozróżnienia będzie, czy kandydat danej partii prowadzi kampanię swoją, czy też referendalną – mówi nam Wojciech Hermeliński, były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. Nakładać się będą również na siebie bezpłatne audycje wyborcze i referendalne w TVP (łączny czas to 25 godzin) i w Polskim Radio (45 godzin).

Czytaj więcej

Wojciech Hermeliński: PiS podwójnie zarobi na referendum

Zarzut nielimitowanego finansowania od początku podnosi opozycja. – To nie będzie żadne referendum, tylko ominięcie przepisów o finansowaniu kampanii – mówił szef klubu KO Borys Budka podczas debaty w Sejmie nad projektem uchwały o referendum, które opozycja przegrała. Wiceprzewodniczący klubu Lewicy Tomasz Trela nazywa referendum „aktem kombinowania”. – Billboardy, plakaty, bannery, spoty reklamowe – to wszystko będzie realizowane za publiczne pieniądze bez limitu, bo przecież Jarosław Kaczyński będzie jeździł po kraju i mówił: ja tu przyjechałem jako wiceprezes Rady Ministrów, po to, żeby namawiać was do tego, żebyście wzięli udział w referendum – mówi Trela.

Reklama
Reklama

Partie wystawiające kandydatów w wyborach do parlamentu są ograniczone w wydatkach – każda złotówka musi iść z funduszu wyborczego – w tym roku limit wynosi niespełna 40 mln zł na partię. Tymczasem wydatki na kampanię referendalną są nie tylko nieograniczone, ale również nikt ich potem nie kontroluje – KBW składa jedynie sprawozdanie z wydatków organizacji i przeprowadzenia referendum z rezerwy celowej.

Kampanię referendalną mogą prowadzić partie polityczne, które w wyborach przekroczyły próg 3 proc., kluby parlamentarne (ale nie koła, co wyklucza np. Polskę 2050), stowarzyszenia i fundacje, które działają co najmniej rok. PKW tłumaczy nam w odpowiedzi, że „wydatki ponoszone przez podmioty biorące udział w kampanii referendalnej pokrywane są z ich źródeł własnych”.

Czytaj więcej

Jak ma postąpić wyborca, który nie chce wziąć udziału w referendum?

Jan Grabiec, rzecznik PO: – Rząd może prowadzić „kampanie informacyjne” z ministerialnych, rządowych budżetów, wykorzystując pytania z referendum, które są tak ułożone, że mogą być hasłami wyborczymi. Tysiące billboardów i ogłoszeń z tzw. trzeciego budżetu. Do tego dochodzi niezliczona liczba stowarzyszeń i fundacji, które PiS od lat wspiera ogromnymi dotacjami z przeróżnych rządowych programów. – To nic innego jak nowy sposób na kampanię wyborczą poza limitem – dodaje Grabiec.

Co zrobi opozycja w sprawie referendum

PiS ma nie podwójną, ale nawet potrójną przewagę. Bo opozycja najprawdopodobniej w ogóle nie będzie prowadzić kampanii w sprawie referendum, choć PSL i PO zastrzegają w rozmowie z „Rz”, że decyzje jeszcze nie zapadły. – Ale bierzemy pod uwagę, że będziemy odpłatnie odpowiadać na zarzuty PiS, kiedy się pojawią – mówi poseł Grabiec.

Paulina Hennig-Kloska, wiceprzewodnicząca Polski 2050: – Ogłosiliśmy, że my nie pobierzemy kart referendalnych, bo to „referendum” to nic innego jak niedozwolona agitacja w lokalu wyborczym i wpływanie na wynik wyborów. A w kampanii jako koło parlamentarne udziału brać nie możemy.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Jarosław Kaczyński traci posłuch w PiS. Podzielonej partii przybywa problemów
Polityka
Donald Tusk: Rząd przyjmie ponownie projekt ustawy o kryptowalutach
Polityka
Dlaczego NIK sfinansował delegację Jakuba Banasia na Białoruś?
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Polityka
Karol Nawrocki zawetował tzw. ustawę łańcuchową. Wiemy, jak oceniają to Polacy
Materiał Promocyjny
Nadciąga wielka zmiana dla branży tekstylnej. Dla rynku to też szansa
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama