Francja. Zamieszki pchają Marine Le Pen do władzy

Większość Francuzów chce ostro rozprawić się z emigrancką młodzieżą, która siała w ostatnich dniach spustoszenie w całym kraju. Nikt nie skorzysta na tym bardziej, niż skrajna prawica.

Publikacja: 06.07.2023 14:33

Marine Le Pen

Marine Le Pen

Foto: AFP

Wszystko wskazuje na to, że w 2027 roku Marine Le Pen po raz czwarty wystartuje w walce o Pałac Elizejski. I tym razem może jej się udać.

W ubiegłym roku w drugiej turze wyborów prezydenckich liderka Zjednoczenia Narodowego dostała 41,45 proc. głosów: wyjątkowy wynik jak na radykalne ugrupowanie, które reprezentuje. Jednak sondaż dla Ifop z tego tygodnia podaje, że gdyby Francuzom przyszło głosować teraz, Le Pen otrzymałaby 31 proc. w pierwszej turze (najwięcej ze wszystkich kandydatów), a w hipotetycznym starciu z Emmanuelem Macronem w drugiej turze (obecny przywódca kraju nie może się ubiegać o trzecią kadencję) dostałaby porażające 55 proc. poparcia. 

Czytaj więcej

Emmanuel Macron liczy na uspokojenie protestów

Zarzut zabójstwa

Taki skok to wynik wielu dni brutalnych zamieszek po zabiciu 27 czerwca w czasie kontroli drogowej w satelickiej miejscowości Paryża Nanterre 17-letniego Nahela Merzouka. Nagranie, które przedostało się do sieci, a zostało zrobione przez przypadkowego przechodnia pokazuje, jak funkcjonariusz oddaje strzał w chwili, gdy auto nagle odjeżdża. To wywołało wyjątkowo brutalną reakcję na zubożałych przedmieściach francuskich miast, bo inaczej, niż początkowo podawały władze, na policjanta nie najeżdżało auto, w żadnym momencie nie był on zagrożony.

Szef MSW Gerald Darmanin zmobilizował 45 tys. żandarmów i policjantów. Każdej nocy zatrzymywano setki protestujących. Przez blisko tydzień ofiarą protestujących padło przeszło 500 aut. Spalono 150 merostw i tysiąc budynków publicznych. Splądrowano ponad 200 sklepów, w tym w samym centrum Paryża. Straty są oceniana na ponad miliard euro. 

Czytaj więcej

Zamieszki we Francji: Spokojniejsza noc. Rodzina pochowała zastrzelonego nastolatka

Macron od początku przyjął strategię możliwie wyważonego rozprawienia się z manifestantami. Uznał, że śmierć pochodzącego z rodziny marokańsko-algierskiej Nahela „jest niewytłumaczalna”, ale też podkreślił, że niszczenia publicznego mienia „nie da się usprawiedliwić”.

Rzecz wyjątkowa, policjant, który oddał strzał, został niemal od razu aresztowany, a prokuratura wystąpiła wobec niego z oskarżeniem o umyślne zabójstwo. Z drugiej jednak strony mimo nacisków społecznych prezydent nie wprowadził stanu wyjątkowego. 

Większość społeczeństwa po stronie policji

Taka strategia Francuzom się jednak nie podoba. Większość społeczeństwa stanęła zdecydowanie po stronie policji. Zbiórka pieniędzy dla funkcjonariusza, który oddał strzał, przyniosła milion euro, cztery razy więcej niż środki zebrane dla matki, która straciła syna. Sondaż dla „Le Figaro” pokazał, że 57 proc. pytanych uważa, iż to siły porządkowe mają w czasie kryzysu racje, a 69 proc. domagała się wprowadzenia stanu wyjątkowego. 

To mogło tylko przynieść wzrost poparcia dla sił skrajnej prawicy: ugrupowaniu Rekonkwista Erica Zemmoura, ale przede wszystkim dla Zjednoczenia Narodowego. 39 proc. ankietowanych uznało, że Marine Le Pen prowadziła słuszną strategię w czasie tych gorących dni. To był najlepszy wynik ze wszystkich polityków kraju: minister Darmanin, następny w rankingu, musiał się zadowolić 33 proc.

Dla 52 proc. ankietowanych okazała się ona „kompetentna”, a 58 proc. uznała, że jest „zdecydowana”.

Marine Le Pen dba o "umiarkowany wizerunek"

Le Pen, inaczej, niż to miała wcześniej w zwyczaju, tym razem nie sięgała jednak do ostrych słów. Pozostawiła tę rolę formalnemu liderowi ugrupowania, 27-letniemu Jordanowi Bardelli. To on wygłaszał tyrady o „dzikich hordach” podbijających Francję.

Sama Le Pen wystąpiła tylko dwa razy publicznie: w Zgromadzeniu Narodowym oraz w specjalnie nagranym przesłaniu wideo. Zaproponowała obniżenie z 18 do 16 lat wieku, w którym odpowiada się jak dorosły za łamanie prawa. Ogłosiła plan rozbudowy więzień i zaostrzenia kar. Uznała, że ci, którzy biorą udział w zamieszkach, mogą stracić mieszkania socjalne. 

Liderka skrajnej prawicy doskonale wie, że nie musi nikogo przekonywać, jakie ma stanowisko w sprawie imigracji. Woli kultywować nowy wizerunek „umiarkowanej” polityczki. Chce zepchnąć na margines skrajnej prawicy nie tylko Zemmoura, ale i lidera gaullistowskich Republikanów Erica Ciottiego. Ma nadzieję, że w ten sposób przejmie część elektoratu centrum, bez którego nie ma szansy na zdobycie Pałacu Elizejskiego. 

W tej rozgrywce głównym przeciwnikiem Le Pen jest jednak lider radykalnego, lewicowego ruchu Francja Niepokorna Jean-Luc Melenchon. Coraz bardziej sfrustrowani swoim życiem Francuzi mają bowiem do wyboru, czy postawić na ugrupowania antysystemowe na prawicy, czy na lewicy. Melenchon nie tylko nie wezwał manifestujących do zaprzestania niszczenia publicznego mienia, ale opowiedział się nawet za rozwiązaniem policji i powołaniem na jej miejsce nowego korpusu sił porządkowych. Uznał, że w kraju nie można wykonywać „wyroków śmierci”. W ten sposób jednak całkowicie rozminął się z większością opinii publicznej. 

Przeciw Unii

Kluczowe wybory prezydenckie czekają Francję dopiero w 2027 r. Jednak od poprzednich wielkich starć w 2005 r. kryzys na przedmieściach francuskich miast nie zniknął i wątpliwe, aby udało się coś tu naprawić w ciągu czterech lat.

Le Pen w roli prezydenta oznaczałaby do Unii ogromne wyzwanie: tylko 24 proc. (wobec 84 proc. w przypadku Macrona) uważa, że Wspólnota „służy interesom Francji”.

Wcześniej, za rok, kraj czekają wybory europejskie. Sondaże wskazują, że blok skrajnej prawicy (łącznie z Rekonkwistą) może liczyć na 32-35 proc. głosów wobec 24 proc. dla ugrupowań lewicowych i 21 proc. dla sił liberalnych prezydenta Macrona. 

Wszystko wskazuje na to, że w 2027 roku Marine Le Pen po raz czwarty wystartuje w walce o Pałac Elizejski. I tym razem może jej się udać.

W ubiegłym roku w drugiej turze wyborów prezydenckich liderka Zjednoczenia Narodowego dostała 41,45 proc. głosów: wyjątkowy wynik jak na radykalne ugrupowanie, które reprezentuje. Jednak sondaż dla Ifop z tego tygodnia podaje, że gdyby Francuzom przyszło głosować teraz, Le Pen otrzymałaby 31 proc. w pierwszej turze (najwięcej ze wszystkich kandydatów), a w hipotetycznym starciu z Emmanuelem Macronem w drugiej turze (obecny przywódca kraju nie może się ubiegać o trzecią kadencję) dostałaby porażające 55 proc. poparcia. 

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Dylemat Beniamina Netanjahu. Joe Biden wyznacza granicę solidarności z Izraelem
Polityka
Relacje Moskwy z Erywaniem od dawna nie były tak złe. Odważna gra Armenii
Polityka
Zwolenniczka Donalda Trumpa nie odwołała spikera Izby Reprezentantów
Polityka
Nadchodzi pogromca Belgii. Czy Tom Van Grieken doprowadzi do rozpadu państwa?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Polityka
Polityk: zawód wysokiego ryzyka. Ataki na działaczy partyjnych w Niemczech