Były prezydent Bronisław Komorowski mówił w rozmowie z RMF FM o rosyjskiej rakiecie, którą znaleziono w lesie pod Bydgoszczą. - Mam nadzieję, iż władze państwa polskiego przynajmniej z tej bolesnej, wstydliwej lekcji, wyciągną taki wniosek, że należy się posiłkować w sposób wyjątkowo zdecydowany jakimś wsparciem natowskim - powiedział. - Wydawało mi się, że wdarcie się w polską przestrzeń powietrzną rosyjskiej rakiety, już wtedy, w grudniu, powinno być sygnałem do alarmu polskiego w NATO, i żądania większego wsparcia w obszarze tego rodzaju systemów - dodał. - Tyle że przypomnę, że to był czas – grudzień – kiedy państwo polskie oprotestowywało chęć udzielenia nam pomocy ze strony Niemiec. Te słynne niemieckie Patrioty, których Polska nie chciała. Przecież to był ten moment - zaznaczył Komorowski.

- Jak to w ogóle możliwe, że tyle miesięcy nic nie wiedzieliśmy o rakiecie, która ostatecznie wylądowała pod Bydgoszczą? Rozumiem to w taki sposób narzucający się – że komuś zależało na tym, żeby informacja na ten temat nie dotarła do opinii publicznej. I w związku z tym zminimalizowana została skala poszukiwań. A wcześniej brakowało reakcji takiej typowo wojskowej w postaci przynajmniej próby zestrzelenia lecącej rakiety - zaznaczył Komorowski i ocenił, że "brak reakcji i wojskowej, i politycznej to jest odpowiedzialność Błaszczaka". - Chyba dlatego, że bał się co będzie trzeba zrobić, jak się poda opinii publicznej, że rosyjska rakieta nie wiadomo jak uzbrojona, w co uzbrojona, wleciała na terytorium Polski 400 kilometrów. Myślę, że żadnej próby zestrzelenia nie podjęto - dodał były prezydent.

Czytaj więcej

Morawiecki o rosyjskiej rakiecie pod Bydgoszczą: W Europie to się zdarza

Jak zauważył Komorowski, istotne jest, jakie radary wychwyciły rakietę. - Mogą być to radary natowskie, mogą amerykańskie, polskie. Te wszystkie systemy są włączone ze sobą. Problem polega na tym, że nie wiadomo, na jakiej wysokości te radary działały. Czy na wysokości 500 metrów, czy na wysokości 3 kilometrów. To ma istotne znaczenie - powiedział. - Zakładam, że rozpoznano gdzieś w ramach struktur natowskich, ale jednej rzeczy nikt nie mógł rozpoznać. Nie da się powiedzieć, co ona niesie w głowicy, tego nikt nie wiedział. Jest pytanie do władz, co z tym zamierzały zrobić. Nie było żadnej reakcji, nikt nie wezwał ambasadora rosyjskiego - dodał polityk.

Zdaniem byłego prezydenta, jeśli minister obrony narodowej jest człowiekiem honorowym, powinien podać się do dymisji, a nie próbować uczynić kozłem ofiarnym jednego z generałów mu podlegających”.