– Żegnajcie, moje dzieci! Chciałbym każdego z was przytulić do serca; niech przynajmniej pocałuję wasz sztandar – ostanie słowa, które Napoleon wypowiedział do Gwardii Cesarskiej 20 kwietnia 1814 roku na dziedzińcu Zamku w Fontainebleau na południe od Paryża, należą do żelaznego kanonu francuskiej historii.
Właśnie to szczególne miejsce Emmanuel Macron wybrał na konsultacje międzyrządowe z Niemcami. Na darmo. Spotkanie, które miało odbyć się w tę środę, zostało odwołane pod mało wiarygodnym pretekstem: miałoby kolidować z planami wakacyjnymi pięciu niemieckich ministrów. W zamian sam Olaf Scholz zjawił się na kilka godzin w Paryżu, gdzie zjadł obiad z francuskim przywódcą. Nie przewidziano nawet oświadczeń dla prasy przed i po spotkaniu.
Czytaj więcej
Aby ratować finanse państwa, nowa premier nie chce iść na zwarcie z Brukselą. Ale pierwszą może odwiedzić Warszawę – w drodze do Kijowa.
Sprawdzony sprzęt
Bo też kryzys w relacjach między krajami, których gospodarki stanowią aż 40 proc. dochodu narodowego Unii, jest zbyt głęboki, aby mogły go przysłonić uśmiechy i oficjalne deklaracje obu przywódców. Dotyczy podstaw Wspólnoty, jaka miałaby się wyłonić w świecie po rosyjskiej agresji.
Macron rozumował, że skoro na Stary Kontynent wróciła wojna, pierwszym zadaniem jest budowa bardziej niezależnej, europejskiej obrony. Paryż dobrze przyjął więc zapowiedź Scholza jeszcze z lutego o przeznaczeniu 100 mld euro na modernizację Bundeswehry, zwiększeniu do 2 proc. PKB budżetu na obronę i budowie „najlepiej wyposażonych sił zbrojnych w Europie”.