Boris Johnson może znów rządzić Wielką Brytanią

Jeśli do poniedziałku przynajmniej 100 deputowanych poprze byłego premiera, może on wrócić na Downing Street. I dobić Partię Konserwatywną.

Publikacja: 24.10.2022 03:00

Boris Johnson stracił stanowisko premiera 5 września, po trzech latach urzędowania. Teraz ma szansę

Boris Johnson stracił stanowisko premiera 5 września, po trzech latach urzędowania. Teraz ma szansę wrócić

Foto: AFP

Wielka Brytania była w niedzielę wpatrzona w ekrany komórek i telewizorów. Tu spływały dane o poparciu dla kandydatów, którzy mają zastąpić Liz Truss, szefową rządu o najkrótszej kadencji w długiej historii brytyjskiej demokracji, która została zmuszona w czwartek do upokarzającej dymisji.

Czytaj więcej

Boris Johnson uzyskał poparcie wystarczające do walki o przywództwo torysów

W starciu będą mogli uczestniczyć tylko ci, których poprze przynajmniej 100 spośród 357 konserwatywnych deputowanych zasiadających w Izbie Gmin. Jeśli do 14.00 w poniedziałek czasu londyńskiego taki warunek spełni więcej niż jedna osoba, deputowani (jeśli zajdzie taka potrzeba) wskażą dwóch polityków, spośród których ostatecznego zwycięzcę do piątku w zdalnym głosowaniu wybierze 80 tys. szeregowych członków Partii Konserwatywnej.

Czytaj więcej

W takim stanie Liz Truss zostawia gospodarkę następcy

Sunak mówi prawdę

Do starcia przystąpiło trzech torysów. Największe szanse miał w niedzielę Rishi Sunak, były minister finansów, którego dymisja we wrześniu uruchomiła falę, która ostatecznie zmusiła Borisa Johnsona do porzucenia funkcji premiera. 42-latek, który urodził się w rodzinie hinduskich imigrantów, przegrał później starcie z Truss o schedę po Johnsonie w głosowaniu wśród szeregowych członków Partii Konserwatywnej (43 do 57 proc.) przede wszystkim dlatego, że w przeciwieństwie do swojej oponentki mówił Brytyjczykom prawdę: kraj wchodzi w głęboki, wieloletni kryzys, w którym trzeba będzie zaciskać pasa, a nie zwiększać wydatki państwa i ograniczać podatki.

Dziś to przesłanie, które Sunak raz jeszcze powtórzył w niedzielę, trafia mocniej do Brytyjczyków po katastrofie, jaką sprowadziła na kraj Truss: z jej powodu kurs funta spadł do najniższego poziomu do dolara w historii, zaczęto się niepokoić o wypłacalność kraju. W niedzielę po południu Sunak mógł zdaniem BBC liczyć na poparcie 136 deputowanych. I w opinii byłego szefa brytyjskiej dyplomacji Dominica Raaba liczba jego zwolenników „rosła z godziny na godzinę”.

136 głosów to niepomiernie więcej niż to (23), na co mogła liczyć przewodnicząca Izby Gmin Penny Mordaunt. A także Boris Johnson. Co prawda były minister handlu i jeden z najbliższych sojuszników byłego premiera Jacob Rees-Mogg zapewniał w niedzielę, że „nie ma żadnego problemu z zebraniem poparcia stu deputowanych”, jednak BBC doliczyła się ich jedynie 56.

Johnson, który zakończył 6 września swoje pożegnalne przemówienie cytatem z „Terminatora”: „hasta la vista, baby”, zdecydowanie nie chce uznać sprawy za przegraną. Zaraz po powrocie ze skróconych wakacji na Dominikanie spotkał się w piątek z Sunakiem, próbując go namówić na „deal”, zgodnie z którym ten ostatni miałby zająć ważne stanowisko w jego rządzie. Bez skutku. Przeciw powrotowi Johnsona opowiedziało się też wielu prominentnych członków Partii Konserwatywnej, w tym sam lord Frost, negocjator brexitu.

Nowy Blair

Tu chodzi o instynkt samozachowawczy. Najnowszy sondaż YouGov daje torysom ledwie 19 proc. poparcia (wobec 41 proc., jakie uzyskali w ostatnich wyborach pod koniec 2019 r.), podczas gdy laburzyści mogliby liczyć na 56 proc. głosów. Jeśli więc konserwatyści nie znajdą szybko polityka, który po latach wstrząsów spowodowanych brexitem, pandemią, kryzysem energetycznym, inflacją i skutkami wojny w Ukrainie wyprowadzi kraj na prostą, dojdzie do przytłaczającego zwycięstwa Partii Pracy, które można będzie porównać jedynie z tryumfem Tony’ego Blaira, który w 1997 r. zdobył dla swojego ugrupowania 179-osobową większość w Izbie Gmin. Dlatego lider laburzystów Keir Starmer w niedzielę raz jeszcze zaapelował o rozpisanie przedterminowych wyborów już teraz. Muszą się one odbyć najpóźniej w styczniu 2025 r.

– Politycy powinni wreszcie powiedzieć wyborcom prawdę o sytuacji kraju – przekonywał w tym samym czasie były prezes Banku Anglii lord Mervyn King. Johnson, który słynie z permanentnych kłamstw, z pewnością taką osobą nie jest. Gdy w piątek rynki finansowe dowiedziały się, że może znów być premierem, rentowność brytyjskich obligacji poszybowała, bo inwestorzy uznali, że pożyczanie państwu z takim szefem rządu jest ryzykowne. Wciąż zresztą nie zamknięto śledztwa w sprawie „partygate”: udziału Johnsona w imprezach w siedzibie rządu w czasie, gdy z powodu pandemii obowiązywały surowe reguły dystansu społecznego. Może się ono zakończyć nawet utratą przez niego mandatu poselskiego, jaki uzyskał w okręgu Uxbridge.

A jednak Johnson nie jest bez szans. Jeśli uzyskałby głosy brakujące do liczby 100 deputowanych, stałby się wręcz faworytem. A to dlatego, że wśród szeregowych członków partii zachowuje on wielką popularność. Podczas gdy większość Brytyjczyków uważa dziś, że brexit był błędem, w tym środowisku wyjście z Unii cieszy się wciąż dużym poparciem. A bez Johnsona mogłoby do niego nie dojść.

Polityka
Oddala się widmo wielkiej wojny. Izrael nie pójdzie za daleko
Polityka
Gruzja – w stronę Putina czy Europy? Walka o niezależność organizacji pozarządowych
Polityka
Jędrzej Bielecki: Ameryka jednak uratuje Ukrainę, Republikanie nie chcą być odpowiedzialni za zwycięstwo Putina
Polityka
Zignorowana Ałła Pugaczowa. Królowa rosyjskiej estrady, która nie poparła wojny
Polityka
Władimir Putin dostał potwierdzenie, że jest prezydentem