Lokalne władze i organizacje charytatywne alarmują, że drastycznie zwiększa się liczba dzieci oddawanych przez rodziców do placówek opiekuńczych, lub powierzanie ich pod opiekę organizacjom charytatywnym, przyjaciołom bądź członkom dalszej rodziny.
Zjawisko to związane jest z kryzysem gospodarczym z jakim boryka się kraj doświadczający trzycyfrowej inflacji.
- To opisano w Biblii. Zbliża się koniec czasu - mówi Zulay Pulgar, która oddała swoją sześcioletnią córkę pod opiekę sąsiadki. - Lepiej dla niej, by zaczęła życie w nowej rodzinie, niż gdyby miała pogrążyć się w prostytucji, narkotykach lub umrzeć z głodu - dodaje.
Pulgar, matka siedmiorga dzieci wraz ze swoim bezrobotnym mężem muszą żyć z emerytury jego ojca wynoszącej - w przeliczeniu - 6 dolarów. Jak mówi jedzą tylko chleb, ryż i piją kawę. Mięsny posiłek pochłonąłby jedną trzecią pieniędzy jakie mają na utrzymanie przez miesiąc.
Córkę kobiety przygarnęła sąsiadka, która pracuje w sklepie spożywczym i ma pięcioro własnych dzieci.