„Komunistyczna Partia Polski, odwołując się do najlepszych idei i poglądów postępowych, jest jedyną polską reprezentacją polityczną polskich Proletariuszy, którzy są wyzyskiwani i zniewoleni w reżimie kapitalistycznym" – pisze w swoim manifeście jedyne ugrupowanie ze słowem „komunizm" w nazwie. Domaga się „zniesienia burżuazyjnej własności prywatnej" i utworzenia „zrębów republiki rad". Partia działa otwarcie, choć w styczniu się wydawało, że jej los jest przesądzony.
Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki informował wówczas, że za kilka dni do Trybunału Konstytucyjnego trafi wniosek o delegalizację KPP. Taką wiadomość wysłał do Jerzego Bukowskiego z krakowskiego Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych, które od lat zabiega o delegalizację.
Wniosek miała złożyć Prokuratura Krajowa. Jednak jeszcze tego nie zrobiła i nie wiadomo, kiedy to nastąpi. „Rozpoznając wniosek o delegalizację Komunistycznej Partii Polski, Prokuratura Krajowa dokonuje skrupulatnej analizy jej celów i działalności. Obejmuje ona oficjalne dokumenty, jak statut, deklaracja programowa i program wyborczy" – informuje Ewa Bialik, rzecznik PK.
Jerzy Bukowski nie kryje zdumienia. – To brzmi tak, jakby prokuratura była na początku drogi – komentuje. Jego zdaniem ta opieszałość jest dziwna, biorąc pod uwagę to, że KPP od lat jest solą w oku polityków partii rządzącej, nie tylko Jakiego.
KPP powstała w 2002 roku na bazie Związku Komunistów Polskich i i najaktywniej działa w Dąbrowie Górniczej. Spór o jej istnienie zaczął się w 2013 roku, gdy zawiadomienie do prokuratury złożył Bartosz Kownacki z PiS, późniejszy wiceminister obrony. Nie spodobało mu się m.in. to, że na swojej stronie internetowej partia opublikowała raport, z którego wynika, że mordów w Katyniu dokonali Niemcy.