– Zwiększy się presja na Wielką Brytanię, by pokazała dowód na to, że ślady bez wątpienia wskazują na Moskwę – powiedział pełnomocnik niemieckiego rządu do spraw kontaktów z Rosją Gernot Erler.
Załamanie przyszło wraz z oświadczeniem szefa brytyjskiego laboratorium w Porton Down Gary'ego Aitkenheada, badającego truciznę, którą 4 marca otruto w Salisbury byłego oficera rosyjskiego wywiadu wojskowego Siergieja Skripala. – Byliśmy w stanie ustalić, że to nowiczok, ustalić, że to bojowy środek o działaniu paraliżującym. Nie zidentyfikowaliśmy dokładnego źródła (jego pochodzenia), ale przekazaliśmy całą naukową dokumentację rządowi, który potem wykorzystał szereg innych źródeł, by ustalić ostateczne wnioski – powiedział Aitkenhead.
Przyznanie, że brytyjscy naukowcy nie byli w stanie określić, iż trucizna pochodzi z Rosji, wywołało burzę.
Jednocześnie brytyjski MSZ usunął z Twittera swoją wiadomość sprzed miesiąca, że trucizna z Salisbury „została wyprodukowana w Rosji". Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow natychmiast powiedział, że Wielka Brytania powinna przeprosić Rosję. – Niczego nie oczekujemy, jedynie tego, że zwycięży w końcu zdrowy rozsądek – powiedział jednak przebywający w tureckiej stolicy prezydent Władimir Putin.
„Niemcy postąpiły wbrew własnej opinii publicznej, popierając Wielką Brytanię przeciw Rosji" – przestrzegł londyński „Guardian", przewidując kłopoty z utrzymaniem jednolitego stanowiska Zachodu wobec Moskwy.