Relacje migrantów, wiedza z ich telefonów komórkowych, w tym nagrania i zdjęcia z podróży, formy ich przerzutu przez Polskę i tropy wiodące do złapanych w kraju przemytników – między innymi na tym skupiają się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i warszawska Prokuratura Okręgowa w śledztwie, które ma dostarczyć dowodów na to, że za przerzutem migrantów stoi reżim Łukaszenki. Punktem wyjścia są ustalenia dotyczące czterech przemycanych Syryjczyków, jednak śledczy mają sięgać też do innych śledztw dotyczących przemytu, toczących się w kraju – wynika z informacji „Rzeczpospolitej".
Samo przekonanie, że przemyt organizują służby Łukaszenki, nie wystarczy, trzeba zebrać na to dowody. Również po to, żeby państwo polskie miało mocny materiał, jeśli kiedyś zechce złożyć skargę na agresję ze strony Białorusi do Trybunału w Hadze – mówi nam jeden ze śledczych.
Czytaj więcej
Władze Ukrainy wysyłają na granice z Białorusią ponad 8,5 tys. żołnierzy i policjantów.
Śledztwo w sprawie kierowania oraz udziału przez „nieustalone osoby, w tym funkcjonariuszy organów Republiki Białoruś", w zorganizowanej grupie przestępczej organizującej nielegalne przekraczanie granicy Polski ruszyło w końcu października – powierzono je ABW. Impulsem do wszczęcia był materiał zebrany przeciwko Arturowi S., Ukraińcowi, który zaangażował się w przewóz czterech Syryjczyków – wpadli we wrześniu pod Warszawą i powiedzieli, jak wyglądał ich exodus (co „Rz" ujawniła pierwsza).
Okazało się, że Artur S. w Polsce przebywał legalnie, na wizie pracowniczej. Choć twierdził, że zabrał migrantów „przypadkiem", to logowania jego telefonu wskazały, że specjalnie pojechał po nich aż pod granicę. Podobnych mu tzw. kurierów, którzy odbierają migrantów z lasów i wiozą ich na Zachód, było więcej. We wtorek w Sejmie premier Mateusz Morawiecki podał, że złapano już w Polsce 370 przemytników. – Tyle osób w tym roku usłyszało zarzut pomocnictwa w nielegalnym procederze – przyznaje nam Ewelina Szczepańska z Komendy Głównej Straży Granicznej.