– Widać większą aktywność europosłów. Rzadko są w kraju i muszą teraz przypomnieć, że istnieją. W regionach obserwujemy więcej spotkań z wyborcami, częściej pojawiają się w mediach lokalnych – przyznaje członek władz PO Tomasz Tomczykiewicz. Przewiduje, że o reelekcję będą się starać prawie wszyscy dotychczasowi europarlamentarzyści. Ale nie tylko oni myślą o Brukseli.
Partyjni koledzy Piotra Van der Coghena, nowego posła PO, opowiadają, że do Sejmu kandydował głównie po to, by sprawdzić się przed europarlamentem. W Brukseli jedna z ulic nosi nazwę Van der Coghen. – Mój przodek zreformował w Belgii system podatkowy – mówi „Rz” poseł. I przyznaje, że jeśli otrzyma propozycję kandydowania, nie odmówi. Opozycja chce wyciągnąć wnioski z wyborów jesiennych. – Eurowybory to będzie bardzo ważny etap. To najbliższy sprawdzian dla lewicy i musimy się do niego porządnie przygotować – mówi Grzegorz Napieralski, sekretarz generalny SLD.
Nie jest jeszcze przesądzone, czy LiD wystartuje jako jedna lista. Politycy SLD nie chcą znowu na tym aliansie stracić. Dlatego już rozważają kandydatury. Według naszych informacji z dotychczasowych europosłów pewne miejsce z ramienia SLD ma na razie tylko Marek Siwiec. Napieralski przyznaje, że lewica będzie też szukać nowych twarzy. Nie wyklucza, że SLD sięgnie po znanych polityków, którzy nie dostali się do Sejmu. – Gdyby zgodziła się Katarzyna Piekarska, to byłby bardzo dobry pomysł – mówi „Rz”.
Czy i PiS postawi na nowe nazwiska? – Raczej nie. Najważniejszy będzie spójny przekaz i pomysł na kampanię. W eurowyborach mamy spore szanse ze względu na wizerunek partii, która twardo broni polskich interesów – uważa Jacek Kurski z PiS.
Niewykluczone, że tym razem to właśnie jemu Kaczyński powierzy poprowadzenie kampanii. – Nic o tym nie wiem, ale uchylać się nie będę, jestem współautorem wielkich sukcesów kampanijnych i myślę, że PiS zatęskni za czasami, kiedy wygrywał – mówi Kurski.