17 października Sejm przyjął przygotowany przez komisję Janusza Palikota projekt ustawy zmieniający przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Sejmowe prace nad projektem zostały ukończone, więc zgodnie z procedurą został on przesłany do dalszych prac w Senacie.
Podczas głosowania w Sejmie aż sześciu z dziewięciu członków komisji „Przyjazne państwo”, w tym jej szef Janusz Palikot, podniosło rękę za tym projektem. I nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że 23 października, a więc już po głosowaniu na sali sejmowej, komisja nagle postanowiła, że z projektu się wycofa. Żaden z jej posłów, łącznie z przewodniczącym, nie zauważył, że sześć dni wcześniej podnosili już za nim rękę na sali plenarnej i – co więcej – projekt ten uchwalili.
– To się w końcu musiało zdarzyć. Cały ten bałagan, chaos i bieganie jak kot z pęcherzem związane z rewolucją październikową musiało zaowocować taką gafą – komentuje Marek Wikiński (SLD), wiceszef komisji „Przyjazne państwo”. Jego zdaniem pracuje ona nad tak wieloma projektami, że praktycznie nikt nad nimi nie panuje. Koronnym dowodem na to jest zaś właśnie wpadka z projektem zmiany ustawy o nieuczciwej konkurencji. – Pracujemy w szaleńczym tempie i tylko patrzeć, jak na jaw zaczną wychodzić poważne luki, które pouchwalaliśmy w chaosie. Oby tylko to były luki, a nie żadne „lub czasopisma” – dodaje Wikiński.
Posłowie z komisji „Przyjazne państwo” zapewniają, że w całej sprawie nie należy się doszukiwać złej woli czy efektu zakulisowych działań lobbystów. – Ten błąd wyniknął jedynie z nieuwagi, bałaganu i wielkiego pośpiechu – wyjaśnia Paweł Poncyljusz, wiceszef komisji z PiS.
Na ogromne tempo pracy, które praktycznie uniemożliwia bieżące kontrolowanie uchwalanych przepisów, narzekają również pozostali członkowie komisji „Przyjazne państwo”. Część z nich do wczoraj nie była zresztą świadoma, że chciała się wycofywać z uchwalonych już przepisów.