Politycy Platformy byli dotąd przekonani, że wybory prezydenckie i samorządowe jesienią 2010 r. odbędą się już według nowych zasad, które zostaną określone w kodeksie wyborczym. Tymczasem okazuje się, że nie dopatrzyli terminów.
Wszystko przez orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który w 2006 r. stwierdził, że zmiany w przepisach wyborczych muszą być wprowadzane co najmniej pół roku przed wyborami. Nadzwyczajna komisja powołana w Sejmie do prac nad ordynacjami wkalkulowała to co prawda w swój kalendarz, ale nie wzięła pod uwagę, że owe pół roku należy liczyć nie od dnia samych wyborów, ale od momentu ich rozpisania. To zaś kompletnie wywraca zakładany wcześniej terminarz i powoduje, że posłowie mogą nie zdążyć.
Na problem zwrócili uwagę specjaliści z Programu Przeciw Korupcji Fundacji im. Stefana Batorego. Alarmują, że wybory prezydenckie znów mogą się odbyć według starych korupcjogennych przepisów. Chodzi głównie o możliwość anonimowych wpłat na prezydenckie komitety wyborcze, dopuszczalne wpłaty od firm, brak limitów na darowizny rzeczowe i brak regulacji dotyczących zaciągania przez komitety kredytów.
– Wśród polityków istnieje powszechna zgoda, że zapisy te należy zmienić. Zupełnie nie rozumiemy, dlaczego od lat tak się dzieje, że zmiany te nie wchodzą w życie – mówi Adam Sawicki z Programu Przeciw Korupcji.
[wyimek]Wymagane przez Trybunał pół roku leżakowania liczy się od rozpoczęcia kampanii, a nie od wyborów[/wyimek]