Według Święczkowskiego najpierw chodziło o raport Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego poświęcony niepokojącym zjawiskom w branży paliwowej. Święczkowski kierujący wtedy ABW przesłał go najważniejszym osobom w państwie. Po tym miał go wezwać marszałek Senatu Bogdan Borusewicz i zażądać „w stylu wojskowego drylu” zmiany treści raportu.
– Po prostu osłupiałem i odmówiłem, zwracając uwagę, że marszałek Senatu nie ma prawa wydawać szefowi ABW poleceń – mówił Święczkowski. Sprawy nie zgłosił organom ścigania, tylko powiedział o niej ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. – Choć było to działanie bezprawne, w mojej opinii nie podlegało ściganiu, bo było nieudolne – wyjaśniał wczoraj.Drugi raz marszałek miał się zwrócić do niego, by nie zwalniał funkcjonariusza ABW w Gdańsku, bo jest dobrym znajomym wielu wpływowych polityków.
– Marszałkowi Senatu nie podlegają służby, więc nie wiem, o co chodzi. Są to jakieś głupie opowieści – skomentował to Borusewicz.
Święczkowski dodał, że domagano się od niego potwierdzenia, iż ABW nie prowadzi działań w sprawie Donalda Tuska i jego rodziny. Nie wskazał, kto tego żądał, ale zasugerował, że stali za tym obecny marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna i następca Święczkowskiego w ABW Krzysztof Bondaryk.Święczkowski zapewniał komisję, która bada rzekome naciski na służby i prokuraturę za rządów PiS, że innym naciskom nie podlegał.