Polityczny klub globtroterów

Politycy chętnie chwalą się podróżami: opisują je w Internecie, wydają książki, robią wystawy zdjęć

Publikacja: 05.07.2011 20:12

Polityczny klub globtroterów

Foto: ROL

Ugandę przemierzał na rowerze, Maroko na ośle, Mongolię konno, a Burkina Faso i Dżibuti autostopem – w ten sposób świat zwiedza czterokrotny były wicepremier i były minister finansów prof. Grzegorz Kołodko.

Był już niemal we wszystkich państwach świata. – Podróżowanie to okazja do nieustannych porównań, a kto porównuje, ten więcej wie – tłumaczy w rozmowie z "Rz".

Kołodko to najbardziej zagorzały globtroter wśród polskich polityków. Jednak niejedyny. Polscy politycy podróżują od dawna. Nowością jest to, że zaczynają się tym chwalić. Wydają książki podróżnicze, zamieszczają zdjęcia w Internecie, a nawet organizują profesjonalne wystawy fotografii.

Wicepremier z hienami

– Kilkanaście lat temu zaliczyłem gafę – opowiada podróżnik Jacek Pałkiewicz, członek rzeczywisty Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie, który w 1996 roku odkrył źródła Amazonki. – Na przyjęciu w rosyjskiej ambasadzie przedstawiono mnie Grzegorzowi Kołodce. Ponieważ mieszkam we Włoszech i nie interesuję się polską polityką, zapytałem, w jakiej robi branży. Facet zdębiał. Później postanowiłem uzupełnić wiedzę na temat byłego wicepremiera. Oglądając na stronie internetowej zdjęcia z jego podróży, byłem pod wrażeniem. Widać, że nie zrobił ich z hotelowych okien – wspomina.

Na stronie centrum badawczego TIGER, które prof. Kołodko prowadzi w Akademii Leona Koźmińskiego, można zobaczyć ekonomistę m.in. karmiącego hieny w Etiopii, zbierającego herbatę w Asamie i odwiedzającego wojowników z afrykańskiego plemienia Mursi.

Kołodko w szczegółach opisuje niektóre swoje podróże, na przykład kilkudniową wyprawę do tajemniczego miasta Indian w Kolumbii, która wiodła przez las tropikalny i potoki Sierra Nevada. Na zdjęciach udokumentował też tropienie rzadkich górskich goryli w dżungli na pograniczu Ugandy, Rwandy i Konga.

– W wędrówkach czasami towarzyszy mi żona lub któraś z córek. Ze starszą byłem niedawno w Szanghaju, Boliwii i Ekwadorze, a z młodszą w Pekinie, Moskwie i Petersburgu – opowiada prof. Kołodko. – Najczęściej wędruję jednak sam. Wiążą się z tym oczywiście pewne niebezpieczeństwa. Trzykrotnie zostałem napadnięty. Przytrafiło mi się to w Panamie, Gujanie i na Jamajce.

Zaznacza, że mimo to nie zamierza rezygnować z podróży. Właśnie wyruszył w kolejną samotną wyprawę do Azji Południowo-Wschodniej: Bangkoku, Birmy, Filipin i Brunei.

– Pasja Grzegorza Kołodki była wszystkim oczywiście dobrze znana. Kiedyś zaprosił mnie do domu, by pokazać zdjęcia z Alaski – wspomina Leszek Miller.

W przebraniu muzułmanina

Były premier zaznacza, że ekonomista miał w rządzie godnego przeciwnika.

– Nie zapomnę jego potyczek z ministrem w mojej kancelarii prof. Tadeuszem Iwińskim. Kiedyś zaczęli się licytować, gdzie kto był. Generalnie jeden i drugi był w większości państw świata, więc licytacja długo nie przynosiła rozstrzygnięcia. W pewnym momencie Iwiński wyszedł na prowadzenie. Okazało się, że w odróżnieniu od Kołodki był w Makau, w dodatku ze mną. Kołodko, chcąc wyjść z konfrontacji z twarzą, podwinął nogawkę, pokazał bliznę i powiedział: a mnie za to ugryzła meduza w Atlantyku – opowiada Miller.

W zwiedzaniu świata pomaga prof. Iwińskiemu, posłowi SLD, znajomość kilkunastu języków. Z jego opowieści wynika, że przeżywa przygody rodem z filmów o Indianie Jonesie. – Zawsze bardzo lubiłem zwiedzać klasyczne zabytki kultury islamu. Niestety, do niektórych świętych miejsc zabrania się wchodzenia niemuzułmanom. Ponieważ znam jako tako arabski, udawałem w takich sytuacjach pielgrzyma z Indonezji. Zwiedzając w Iranie meczet w Meszhedzie, zostałem jednak zdemaskowany. Cudem udało mi się uciec. Miałem dużo szczęścia, bo tydzień wcześniej zasztyletowano tam dwójkę Francuzów, którzy zachowywali się podobnie jak ja – opowiada prof. Iwiński.

Dodaje, że świat w największym stopniu poznał, zanim zaczął zajmować się polityką.

– Na Machu Picchu byłem ćwierć wieku przed Donaldem Tuskiem, podróżując samotnie po Ameryce Łacińskiej za pieniądze zaoszczędzone na stypendium w Harvardzie. Prowadziłem ekspedycje studentów i doktorantów UW po świecie arabskim i Afryce. Nie wykluczam, że napiszę kiedyś wspomnienia z podróży, choć na pewno miałbym problem z doborem materiału – zaznacza.

Jak reporterzy

Inni politycy takiego problemu najwidoczniej nie mają, bo wydają książki podróżnicze. Obecny szef MSZ Radosław Sikorski w latach 80. jako korespondent brytyjskich gazet obserwował interwencję ZSRR w Afganistanie i wojnę domową w Angoli. Jedną z podróży do Afganistanu, którą odbył z karabinem w ręku, opisał w książce "Prochy świętych". Zawarł w niej m.in. relację z bombardowania wioski Koszke Serwan na wschód od Heratu. Po masakrze zrobił zdjęcie zabitej afgańskiej rodziny. Ciała były zakurzone, więc nie było śladu krwi. Za fotografię dostał nagrodę World Press Photo.

Książka Sikorskiego ukazała się pierwotnie w języku angielskim. Polskie tłumaczenie wyszło przed wyborami w 2007 roku. Ukazał się wtedy również wywiad rzeka "Strefa zdekomunizowana", który z Sikorskim przeprowadził dziennikarz Łukasz Warzecha. Polityk zamieścił w książce kopię listu od Ryszarda Kapuścińskiego, w którym słynny reportażysta chwali jego korespondencję z Afganistanu.

Reportaże, choć w innym stylu, pisze europoseł PiS Ryszard Czarnecki. W maju premierę miała jego książka "W skórze reportera". Opisał w niej podróże, które odbył jako polityk, najczęściej przedstawiciel Parlamentu Europejskiego albo oficjalny obserwator wyborów.

– Nie zamierzam wchodzić w buty Ryszarda Kapuścińskiego, Wojciecha Cejrowskiego albo Jacka Pałkiewicza. To są mistrzowie. Do krajów, które opisuję, wpadałem na kilka dni. Te zapiski nie zawsze są pogłębione, uważam jednak, że mam do nich prawo – tłumaczy.

Choć podróżuje jako polityk, jego wyprawy nie zawsze są bezpieczne. – Podczas wyborów w Autonomii Palestyńskiej europosłom rozdano kamizelki kuloodporne. Z kolei w Timorze Wschodnim gościłem w domu kandydata na prezydenta José Ramosa Horty. Kilka miesięcy później w tym domu prezydent Horta niemal zginął w ataku rebeliantów – opowiada.

W oryginalny sposób podróżami chwali się też prof. Kołodko. Wystawa jego zdjęć "Sąsiedzi" objeżdża właśnie Polskę, a we wrześniu będzie eksponowana podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Wcześniejsza wystawa "Świat jaki jest..." zawitała do 17 galerii, nawet do warszawskiej ASP. Nad kształtem artystycznym obu ekspozycji czuwa znany fotograf Tomasz Terlecki. Kołodko zdjęcia pokazuje też w Internecie: na Facebooku oraz na specjalnym portalu poświęconym jego książkom "Wędrujący świat" i "Świat na wyciągnięcie myśli".

Międzynarodowe kłopoty

Czy chwalenie się przez polityków podróżami ma jednak sens z wizerunkowego punktu widzenia? – Podróże do niebezpiecznych krajów mogą pomóc budować wizerunek polityka jako twardego gościa. Może też zacząć uchodzić za eksperta, który ma większą skalę porównawczą – tłumaczy specjalista od marketingu politycznego dr Norbert Maliszewski.

Często zdarza się jednak, że politycy globtroterzy są krytykowani. Prof. Kołodko jako wicepremier w rządzie Józefa Oleksego rozzłościł szefa rządu, nie informując go o wylocie do Australii. Inny z premierów Włodzimierz Cimoszewicz udzielił Kołodce nagany, bo zamiast uczestniczyć w debacie budżetowej, pojechał do Indii. Ta podróż była jednym z głównych powodów dymisji Kołodki.

Zbyt częste podróże media i przeciwnicy polityczni zarzucają też prof. Iwińskiemu. Często kpili z niego Igor Zalewski i Robert Mazurek, autorzy ukazującej się do 2010 roku we "Wprost" rubryki "Z życia koalicji, z życia opozycji" (obecnie prowadzą ją w "Uważam Rze"). Wymyślili nawet dla niego ksywkę Plecak.

Zdarza się również, że podróże polityków powodują napięcia dyplomatyczne. Wyprawa Iwińskiego do Czeczenii w 2004 roku zbiegła się z wyborami prorosyjskiego prezydenta republiki. Zachód demonstracyjnie nie wysłał obserwatorów, więc Moskwa próbowała wykorzystać wizytę polskiego polityka do udowodnienia, iż głosowanie przebiegło bez zakłóceń. Za podróż skarcił Iwińskiego szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz.

Najwięcej dyplomatycznych wpadek miał na koncie Adam Struzik, marszałek Senatu w latach 1993 – 1997 (obecnie jest marszałkiem województwa mazowieckiego). Na Słowację wybrał się w przeddzień wyborów parlamentarnych na zaproszenie jednego z ugrupowań. Z kolei w Pakistanie oświadczył, że "Polska popiera prawo Kaszmiru do samostanowienia". Podróżował tak często, że dziennikarze przezywali go "Struzik Travel".

Prezydent chce na Syberię

Poseł PO Arkady Fiedler uważa, że na czas pełnienia funkcji publicznych politycy powinni ograniczyć zamiłowanie do podróży. – Ja sam, odkąd zostałem posłem, powiesiłem podróże na kołku – tłumaczy.

Parlamentarzysta jest synem znanego podróżnika Arkadego Fiedlera. Jego ojciec odbył  30 wypraw i napisał 32 książki (w tym "Dywizjon 303"), które ukazały się w 23 językach. Poseł osobiście towarzyszył mu w sześciu wyprawach. Po jego śmierci nie zaprzestał podróży. Kilkakrotnie odwiedził Indian Majów. Wkrótce ma się ukazać jego książka "Majowie – reaktywacja". – Przebywanie wśród Majów to głębsza nauka. Żyją spokojnie, według własnego kalendarza. O ile nasz czas można porównać do górskiego strumienia, o tyle ich przypomina rzekę płynącą rozległym nurtem po równinie – tłumaczy.

Zastrzega jednak, że w wiosce Majów zamieszkał, zanim został posłem. – Niektórzy politycy dużo podróżują. Dobrze by było sprawdzić, czy wynika z tego coś konkretnego. Podróżowanie dla samego podróżowania nie przystoi politykowi – zaznacza.

Zdaniem Jacka Pałkiewicza podczas wypraw politycy mogą się jednak wiele nauczyć. – Im więcej polityk zobaczy świata, tym szerzej będzie miał otwarte oczy – podkreśla. – Wiem, co mówię, bo w podróżach towarzyszyło mi dwóch wysoko postawionych polityków. Ich nazwisk nie mogę podać, bo wiąże mnie dżentelmeńska umowa.

Zaznacza, że na tym nie kończy się lista dygnitarzy, którzy planowali wyprawy w jego towarzystwie. – Za czasów swojej prezydentury Lech Wałęsa wielokrotnie mówił, że chętnie by się zabrał ze mną w egzotyczną podróż. Po przejściu na emeryturę utrzymuje jednak, że ma kalendarz wypełniony wykładami – opowiada Pałkiewicz. – Podobne doświadczenia mam z Bronisławem Komorowskim. Proponował wspólny wypad na Syberię, ale później został prezydentem i projekt upadł. Można więc powiedzieć, że polityków ciągnie do podróży, ale prezydenci do mnie szczęścia nie mają.

Ugandę przemierzał na rowerze, Maroko na ośle, Mongolię konno, a Burkina Faso i Dżibuti autostopem – w ten sposób świat zwiedza czterokrotny były wicepremier i były minister finansów prof. Grzegorz Kołodko.

Był już niemal we wszystkich państwach świata. – Podróżowanie to okazja do nieustannych porównań, a kto porównuje, ten więcej wie – tłumaczy w rozmowie z "Rz".

Pozostało 96% artykułu
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich