To jest powrót w wielkim stylu. W niedzielnych wyborach socjalistyczna PSOE zyskała 123 deputowanych w 350-osobowych Kortezach, niemal dwa razy więcej niż konserwatywna PP (66). Podczas gdy niemal w całej Europie umiarkowana lewica jest w odwrocie, w Hiszpanii lider socjalistów Pedro Sánchez najpewniej przez kolejne cztery lata będzie premierem. Człowiek, który ledwie dwa lata temu musiał odchodzić z partii, bo nie godził się na współpracę z prawicą, okazał się bardzo zręcznym strategiem.
Ale hiszpańscy socjaliści to zwycięstwo zawdzięczają przynajmniej w równym stopniu fundamentalnym błędom swoich oponentów. Gdy latem ubiegłego roku od władzy został odsunięty w związku z aferami korupcyjnymi Mariano Rajoy, chadecy zamiast na umiarkowaną wicepremier Sarayę Saenz de Santamarię postawili na bardzo konserwatywnego Pabla Casado. W ten sposób zaczęła się rywalizacja o wyborców twardej prawicy między Partią Ludową, liberalną Ciudadanos i nowym, radykalnie konserwatywnym ugrupowaniem Vox.
W kraju, gdzie głosy są przeliczane na mandaty metodą D'Hondta, rozpad prawej strony sceny politycznej bardzo ograniczył jego szansę na zwycięstwo. Bo choć razem trzy ugrupowania zebrały 46,9 proc. głosów wobec 43 proc. dla szeroko pojętej lewicy, to przełożyło się to zaledwie na 147 mandatów, dużo poniżej większości.
Liderzy prawicy pozostawili też centrowych wyborców dla PSOE. Ale bardzo ważny okazał się strach przed upiorami frankizmu, który zmobilizował umiarkowanych wyborców (frekwencja była rekordowa) i otworzył drogę do władzy dla Pedra Sáncheza.
Po śmierci Francisco Franco w 1975 r. demokratyczna Hiszpania nigdy nie powiedziała bowiem prawdy o zbrodniach dyktatury. 44 lata później kraj nadal się więc zastanawia, czy przywódca zbrodniczego reżimu powinien spoczywać w wykutej niewolniczą pracą republikańskich więźniów bazylice w Valle de los Caidos w Sierra de Guadarrama. Prawica chce także odwołania ustawy o pamięci historycznej, która ma pozwolić na identyfikację prochów ofiar wojny domowej. Hiszpanki zaczęły w tej sytuacji zastanawiać się, czy kolejnym krokiem nie będzie pozbawienie ich ochrony przed przemocą domową. A regiony autonomiczne – czy kraj wraca do centralizmu epoki Franco łącznie z zakazem używania katalońskiego czy baskijskiego.