Upiory frankizmu dobiły hiszpańską prawicę

Socjaliści po raz pierwszy wygrali wybory, od kiedy Jose Luis Zapatero w 2011 r. pozostawił kraj na skraju bankructwa. Partia Ludowa im to bardzo ułatwiła.

Aktualizacja: 01.05.2019 15:43 Publikacja: 29.04.2019 19:02

Upiory frankizmu dobiły hiszpańską prawicę

Foto: AFP

To jest powrót w wielkim stylu. W niedzielnych wyborach socjalistyczna PSOE zyskała 123 deputowanych w 350-osobowych Kortezach, niemal dwa razy więcej niż konserwatywna PP (66). Podczas gdy niemal w całej Europie umiarkowana lewica jest w odwrocie, w Hiszpanii lider socjalistów Pedro Sánchez najpewniej przez kolejne cztery lata będzie premierem. Człowiek, który ledwie dwa lata temu musiał odchodzić z partii, bo nie godził się na współpracę z prawicą, okazał się bardzo zręcznym strategiem.

Ale hiszpańscy socjaliści to zwycięstwo zawdzięczają przynajmniej w równym stopniu fundamentalnym błędom swoich oponentów. Gdy latem ubiegłego roku od władzy został odsunięty w związku z aferami korupcyjnymi Mariano Rajoy, chadecy zamiast na umiarkowaną wicepremier Sarayę Saenz de Santamarię postawili na bardzo konserwatywnego Pabla Casado. W ten sposób zaczęła się rywalizacja o wyborców twardej prawicy między Partią Ludową, liberalną Ciudadanos i nowym, radykalnie konserwatywnym ugrupowaniem Vox.

W kraju, gdzie głosy są przeliczane na mandaty metodą D'Hondta, rozpad prawej strony sceny politycznej bardzo ograniczył jego szansę na zwycięstwo. Bo choć razem trzy ugrupowania zebrały 46,9 proc. głosów wobec 43 proc. dla szeroko pojętej lewicy, to przełożyło się to zaledwie na 147 mandatów, dużo poniżej większości.

Liderzy prawicy pozostawili też centrowych wyborców dla PSOE. Ale bardzo ważny okazał się strach przed upiorami frankizmu, który zmobilizował umiarkowanych wyborców (frekwencja była rekordowa) i otworzył drogę do władzy dla Pedra Sáncheza.

Po śmierci Francisco Franco w 1975 r. demokratyczna Hiszpania nigdy nie powiedziała bowiem prawdy o zbrodniach dyktatury. 44 lata później kraj nadal się więc zastanawia, czy przywódca zbrodniczego reżimu powinien spoczywać w wykutej niewolniczą pracą republikańskich więźniów bazylice w Valle de los Caidos w Sierra de Guadarrama. Prawica chce także odwołania ustawy o pamięci historycznej, która ma pozwolić na identyfikację prochów ofiar wojny domowej. Hiszpanki zaczęły w tej sytuacji zastanawiać się, czy kolejnym krokiem nie będzie pozbawienie ich ochrony przed przemocą domową. A regiony autonomiczne – czy kraj wraca do centralizmu epoki Franco łącznie z zakazem używania katalońskiego czy baskijskiego.

Wyraźne odcięcie się Partii Ludowej od ciemnej przeszłości frankizmu przed niemal pięciu dekadami z pewnością zapobiegłoby takim obawom. Dziś jednak, jak tyle razy w XX wieku, kraj znów jest głęboko podzielony na dwa obozy. Nie ma mowy, aby wzorem Niemiec, Sánchez mógł utworzyć z liderem Ciudadanos Albertem Riverą koalicję, powołując stabilny, a jednocześnie umiarkowany rząd. A to stwarza poważne zagrożenia dla przyszłości kraju.

W poniedziałek Pedro Sánchez zapowiedział, co prawda, że nie zgodzi się na wprowadzenie do swojego rządu ani ministrów z radykalnie lewicowej partii Podemos, ani z katalońskiej Lewicy Republikańskiej, aby zapewnić trwałą większość w Kortezach. Woli postawić na rząd mniejszościowy złożony wyłącznie z polityków PSOE. Ale i tak nowy premier będzie musiał szukać sojuszników przy podejmowaniu znaczących decyzji.

W kraju, gdzie bezrobocie wciąż pozostaje najwyższe w Unii poza Grecją, a koniunktura słabnie, to stwarza zagrożenie, że przeprowadzone wielkim kosztem społecznym przez Rajoya reformy (w szczególności rynku pracy) zostaną odwrócone. Podemos ma przecież w swoim programie tak groźne pomysły, jak przekreślenie pożyczek, które nie zostaną uznane za „uzasadnione" czy zapewnienie wszystkim minimalnego dochodu.

Polaryzacja sceny politycznej może też uniemożliwić przełamanie kryzysu katalońskiego. Co prawda w niedzielę radykalna partia Junts per Cat Carlesa Puigdemomont poniosła porażkę na rzecz znacznie bardziej umiarkowanej Lewicy Republikańskiej. Jej lider Oriol Junqueras, któremu grozi 30 lat więzienia za rebelię, sygnalizuje, co prawda, możliwość kompromisu z Sánchezem. Ale prawica z pewnością uznałaby to za zdradę stanu. To bardzo ogranicza pole manewru przyszłego premiera.

To jest powrót w wielkim stylu. W niedzielnych wyborach socjalistyczna PSOE zyskała 123 deputowanych w 350-osobowych Kortezach, niemal dwa razy więcej niż konserwatywna PP (66). Podczas gdy niemal w całej Europie umiarkowana lewica jest w odwrocie, w Hiszpanii lider socjalistów Pedro Sánchez najpewniej przez kolejne cztery lata będzie premierem. Człowiek, który ledwie dwa lata temu musiał odchodzić z partii, bo nie godził się na współpracę z prawicą, okazał się bardzo zręcznym strategiem.

Pozostało 88% artykułu
Polityka
Ugoda z Donaldem Trumpem. Amerykańska telewizja musi zapłacić miliony dolarów
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Micheil Kawelaszwili nowym prezydentem Gruzji. Był jedynym kandydatem
Polityka
Jednak „faszyści” mogą współrządzić Litwą. Świt Niemna ma trzech ministrów
Polityka
Korea Południowa: Parlament za impeachmentem prezydenta
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Zespół Trumpa rozmawiał z Białym Domem i Ukrainą? Tematem zakończenie wojny