Nagranie, którego ujawnienie wysadziło w powietrze rząd w Wiedniu, jest dobrej jakości, czyli wykonane przez profesjonalistów. Pokazuje negocjacje przywódcy skrajnie prawicowej partii wolnościowej (FPÖ) Heinza-Christiana Strachego z tajemniczą młodą Rosjanką, która oferowała do wydania w Austrii grube miliony nieznanego pochodzenia w zamian za kontrakty publiczne.
Prasa austriacka wylicza możliwych autorów nagrania. Metody działania przypominają izraelskiego specjalistę od PR Tala Silbersteina, który dał się już poznać w tym kraju – miał prowadzić kampanię oczerniania rywali politycznych socjaldemokratów z SPÖ w czasie kampanii wyborczej w 2017 roku. Nagranie Strachego z Rosjanką jest z tego samego okresu, powstało na Ibizie. Niektórzy podejrzewają, że tropy prowadzą nie do SPÖ, ale do ÖVP, chadeckiej partii kanclerza Sebastiana Kurza. Mogłoby mu zależeć na pozbyciu się ciężaru współpracy z ugrupowaniem posądzanym o związki z neonazistami i przy okazji poszerzeniu swojego elektoratu.
Padają też podejrzenia, że jakąś rolę odegrać mogli niemieccy happenerzy obnażający zło polityczne albo też niemiecki satyryk Jan Böhmermann, który o zawartości wybuchowych nagrań wspominał już w kwietniu.
Rozważa się udział obcych wywiadów. Niemiecki – nagrania wypłynęły przecież w niemieckich mediach – mógł być zainteresowany wybiciem z głowy raz na zawsze pomysłów wchodzeniem w koalicje ze skrajną prawicą, zwłaszcza że ta w Austrii miała sukcesy gospodarcze i mogła się wydać atrakcyjna bliskim kulturowo i historycznie Niemcom. Amerykański – obawiający się bliskiej współpracy Austrii z Rosją, także w zakresie tajnych informacji (FPÖ dostała od Kurza ministerstwa odpowiedzialne za służby: spraw wewnętrznych i obrony).
Albo rosyjski, bo Kremlowi zależy na robieniu zamieszania w Europie. Choć może się wydawać zaskakujące, że akurat poprzez uderzenie w bardzo mu przychylną partię skrajnie prawicową.