Uposażenie, diety, dodatki, pieniądze na biura poselskie, ryczałt na hotele i mieszkanie w Warszawie, zapomogi socjalne, a nawet pożyczki na remont mieszkania – to wszystko składa się na kwoty, jakie pobierają posłowie.
Do tego dochodzą nagrody, do których ma prawo prezydium Sejmu, czyli marszałek Ewa Kopacz i jej zastępcy. Gdy informacje na temat ich wysokości wyszły na jaw, większość posłów i publicystów opowiedziała się za przeznaczeniem nagród na cele charytatywne.
Nieśmiało zaczęły przebijać się jednak głosy, by po prostu uprościć system wynagradzania posłów i członków prezydium. Uposażenie posłów od lat nie jest waloryzowane. Prezydium przyznaje więc sobie nagrody, a posłowie starają się omijać przepisy, choć kontrole ich finansów są coraz szczelniejsze.
– Im bardziej skomplikowany system, tym trudniej go wyegzekwować. Ofiarami padają zazwyczaj uczciwi ludzie. Ci, którzy znają luki systemu, wiedzą, jak uniknąć kontroli – uważa ekonomista Andrzej Sadowski.
By zorientować się, jak skomplikowany jest system nagradzania parlamentarzystów, wystarczy przyjrzeć się składnikom ich wynagrodzeń. Posłowie, pytani o swoje zarobki, często mówią, że to niecałe 7 tys. zł miesięcznie. To jednak tylko wysokość uposażenia, i w dodatku netto. Dochodzą do tego nieopodatkowane diety w wysokości 2473 zł miesięcznie, a także dodatki.