Zastraszyć parlamentarzystę

Krystyna Pawłowicz, Stefan Niesiołowski i Robert Biedroń regularnie dostają pogróżki. Realne zagrożenie czy wygłupy?

Publikacja: 13.07.2013 11:56

Krystyna Pawłowicz

Krystyna Pawłowicz

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

90 tys. złotych – tyle miesięcznie na ochronę Jarosława Kaczyńskiego wydaje PiS. Partia korzysta z usług firmy Grom Group, którą założyło dwóch emerytowanych snajperów. Rzecznik partii Adam Hofman tłumaczy, że ochrona jest konieczna, bo prezes PiS jest politykiem, który „chyba najczęściej w Polsce dostaje pogróżki". Jakie? – Ostatnio odłożył na chwilę marynarkę. Gdy założył ją z powrotem, w kieszeniach znalazł łuski od karabinu – wyjaśnia Hofman w rozmowie z „Rz".

Listy z pogróżkami często dostaje też premier Donald Tusk. Na początku roku anonimy trafiły do skrzynki pocztowej sopockiego mieszkania szefa rządu. Tuskowi grożono śmiercią z powodu rzekomych represji wobec Piotra S., ps. Staruch, uchodzącego za przywódcę kibiców warszawskiej Legii. Sprawą zajęły się organy ścigania.

Korespondencja z pogróżkami trafia jednak nie tylko do najważniejszych oficjeli i partyjnych liderów. To rzeczywistość nawet szeregowych posłów. Niektórzy podchodzą do niej obojętnie, inni zawiadamiają policję. Do tego problemu będą musieli się przyzwyczaić, bo, jak zauważają specjaliści, zwiększeniu liczby wysyłanych pogróżek sprzyja rozwój elektronicznych metod komunikacji.

Prof. Joanna Senyszyn z SLD w paczce znalazła sznur. Nadawca sugerował, by się powiesiła

Przebite koła senatora

– To wcale łatwo nie mija, tylko siedzi w tyle głowy. Trudno zbagatelizować informację, że ktoś chce pozbawić życia ciebie i bliskich ci ludzi – opowiada Bolesław Piecha, senator PiS i były wiceminister zdrowia.

To jeden z niewielu polityków otwarcie mówiący o strachu wywołanym pogróżkami. Miały one miejsce w październiku 2010 roku. Syn senatora zauważył, że ktoś przebił w samochodzie ojca wszystkie opony. Z kolei asystentka Piechy znalazła w Internecie skierowane do siebie groźby, z których wynikało, że ktoś chce ją utopić w rybnickim zalewie.

– Czym innym jest niegroźnie wyglądający anonim, a czym innym pogróżki kierowane bezpośrednio do pracownika biura. Rzeczywiście obawiałem się, że może komuś stać się krzywda. Zawiadomiłem policję, jednak sprawcy nie wykryto – wspomina Bolesław Piecha.

Sprawa miała miejsce w specyficznym momencie.  W tym samym miesiącu do biura PiS w Łodzi wtargnął uzbrojony napastnik. Zastrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego. Do otrzymywania pogróżek zaczęła wtedy się przyznawać większa grupa polityków. Niektórzy zdecydowali się nawet z tego powodu tymczasowo zamknąć swoje biura. Zrobił tak m.in. śląski senator Kazimierz Kutz.

Śledząc ostatnie doniesienia medialne można jednak dojść do wniosku, że problem znów narasta. W marcu policja zatrzymała dwie osoby podejrzane o wysyłanie listów z pogróżkami do posła PiS Tomasza Kaczmarka. Autor jednego z e-maili chwalił się służbą wojskową i ostrzegał posła: „j...ę ci z rakietnicy w łeb".

Do częstego otrzymywania pogróżek przyznają się politycy często występujący w sejmowych sporach światopoglądowych: Robert Biedroń z Ruchu Palikota i prof. Krystyna Pawłowicz z PiS. „Znajdę tylko okazję to cię, k..., zabiję, homofobie" – przeczytała ta ostatnia pod koniec maja w adresowanym do siebie e-mailu.

Szubienica dla Niesiołowskiego

Niektórzy autorzy gróźb starają się przekazać politykowi sygnał bezpośrednio. W czerwcu ubiegłego roku do łódzkiego biura posła PiS Jana Tomaszewskiego wtargnął mężczyzna. Zaczął grozić pracownikom, którzy zabarykadowali się, i wezwali policję. Mundurowi znaleźli przy napastniku broń. Z kolei w październiku ktoś ostrzelał z wiatrówki sopockie biuro PiS Andrzeja Jaworskiego. Celował w umieszczone za szybą zdjęcie Lecha Kaczyńskiego.

"Ja cię w końcu zabiję". Posłowie są zagrożeni?

Jaka jest rzeczywista skala problemu? – Nikt nie prowadzi takich statystyk – rozkłada ręce insp. Marek Dyjasz, były dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji. Dodaje jednak, że problem prawdopodobnie narasta.

– Rozwój techniki ułatwia nękanie. Kiedyś trzeba było robić to listownie i fatygować się na pocztę, teraz wystarczy komputer z podłączeniem do Internetu – tłumaczy.

Sami posłowie mówią, że trudno zaobserwować tendencje dotyczące liczby pogróżek, bo taka korespondencja zazwyczaj nadchodzi falami po kontrowersyjnych wystąpieniach w mediach.

– Rzeczywiście pogróżek jest więcej, gdy powiem w telewizji kilka słów prawdy o Kaczyńskim i Macierewiczu – przyznaje poseł PO prof. Stefan Niesiołowski. – Często zdarzają się określenia „ty Żydzie"– wspomina. Dodaje, że trafiały też do niego rysunki z szubienicą lub wyrokami śmierci.

– Najwięcej listów z pogróżkami dostawałam, gdy pisałam projekt liberalizujący prawo aborcyjne. Przysłano mi nawet sznur, bym się powiesiła – mówi europosłanka SLD prof. Joanna Senyszyn.

Prof. Krystyna Pawłowicz opowiada z kolei, że jeden z najbardziej obelżywych listów otrzymała po dosadnym komentarzu dla TVN 24 z maja tego roku. W ostrych słowach skrytykowała zorganizowany na ulicach Warszawy Marsz Szmat, którego roznegliżowani uczestnicy protestowali przeciw przemocy wobec kobiet.

Autor pogróżek już w pierwszych słowach nawiązał do wypowiedzi Pawłowicz. Zwrócił się do niej słowami: „jałowa szmato!". „W piekle już szykują dla ciebie miejsce. Za twoją nienawiść, za piekło, jakie czynisz innym na ziemi, życzę ci długiej i bolesnej śmierci"   napisał.

Niewykryci sprawcy

O pogróżkach pod swoim adresem Krystyna Pawłowicz dwukrotnie informowała już organy ścigania. – Kilka miesięcy temu ktoś krzyczał przez telefon, że pozabija moje biuro i mnie samą. Postępowanie umorzono, bo ta osoba dzwoniła z Francji, co zdaniem policji uniemożliwiło ustalenie jej personaliów. Policja bada też sprawę jednego z e-maili, który trafił na mój adres  – mówi nam posłanka.

Jednak inni posłowie, którzy z pogróżkami stykają się od dłuższego czasu, narzekają na niską wykrywalność sprawców albo umarzanie spraw ze względu na niewielką szkodliwość czynu. – Moje biuro, które ktoś ostrzelał z wiatrówki, mieści się w centrum Sopotu. Policja uzasadniała, że kamery są wszędzie poza miejscem, z którego nastąpiły strzały – relacjonuje Andrzej Jaworski.

– Gdy zgłosiłem w prokuraturze fakt, że byłem szantażowany rzekomo kompromitującymi mnie zdjęciami, które w rzeczywistości nie istniały, tylko na tym straciłem. Prokuratura wypuściła sprawę do mediów, a sprawcy nie postawiono zarzutów, choć ustalono jego personalia – tłumaczy z kolei Adam Hofman.

Negatywne komentarze w mediach wywołała też sprawa pogróżek wobec posła Tomasza Kaczmarka. Sprawców ustalono, a w ramach śledztwa wyszło na jaw, że dwaj mężczyźni wysyłali groźby nie tylko pod adresem Kaczmarka, ale także prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i szefa Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry. Sąd nie zgodził się jednak na zastosowanie aresztu, choć wnosiła o to prokuratura.

Bagatelizowanie zagrożenia

Dlatego wielu posłów o pogróżkach w ogóle nie informuje organów ścigania. Niektórzy starają się z nich nawet żartować. Robert Biedroń pogróżki publikuje w Internecie, okraszając je humorystycznymi komentarzami. „Miłość bliźniego nie zna granic" – napisał kilka dni temu, zamieszczając zdjęcie pocztówki, na której ktoś napisał: „Prawa nie mogą stanowić pedały-zboczeńcy. Dla nich miejsce to śmietnik lub unicestwienie".

– Uważam, że większość pogróżek jest jak krowa, która dużo ryczy, ale mało mleka daje. Ci, którzy je wypisują, tracą na to tyle energii, że gdyby doszło co do czego, to siły by im nie starczyło – dodaje prof. Joanna Senyszyn.

Czy taka taktyka ma sens? Jerzy Dziewulski, były poseł SLD i specjalista w dziedzinie bezpieczeństwa, mówi, że większość pogróżek, które trafiają do polityków, rzeczywiście nie niesie za sobą realnego zagrożenia. – Byłem posłem 16 lat i wielokrotnie dowiadywałem się od kolegów, że ktoś wydał na nich wyrok śmierci. Mówili: jesteś gliniarzem, zerknij na to. Nigdy nie radziłem iść do prokuratora. Miałem te anonimy w ręku i od początku było widać, że to nie żaden wyrok śmierci, tylko nieodpowiedzialny bełkot – relacjonuje.

Insp. Marek Dyjasz radzi jednak politykom, by pogróżek nie bagatelizowali: – Politycy to grupa dużego ryzyka. Nie może być nic gorszego, niż przyjąć, że uda nam się samemu obronić przed osobą, o której nic nie wiemy. Radzę zawsze zawiadomić policję. Czasami koszty mogą przewyższyć skalę problemu. Jednak lepsze to niż sytuacja, w której koszt okaże się dużo wyższy.

90 tys. złotych – tyle miesięcznie na ochronę Jarosława Kaczyńskiego wydaje PiS. Partia korzysta z usług firmy Grom Group, którą założyło dwóch emerytowanych snajperów. Rzecznik partii Adam Hofman tłumaczy, że ochrona jest konieczna, bo prezes PiS jest politykiem, który „chyba najczęściej w Polsce dostaje pogróżki". Jakie? – Ostatnio odłożył na chwilę marynarkę. Gdy założył ją z powrotem, w kieszeniach znalazł łuski od karabinu – wyjaśnia Hofman w rozmowie z „Rz".

Pozostało 94% artykułu
Polityka
Hołownia: Polskie zaangażowanie na Ukrainie tylko pod parasolem NATO
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Kandydat Konfederacji goni czołówkę, Hołownia poza podium
Polityka
Prof. Rafał Chwedoruk: Na konflikcie o TVN i Polsat najbardziej zyska prawica
Polityka
Pablo Morales nie zaszkodził PO. PKW nie zakwestionowała wydatków na rzecz internauty
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Polityka
Były szef RARS ma jednak szansę na list żelazny. Sąd podważa sprzeciw prokuratora