90 tys. złotych – tyle miesięcznie na ochronę Jarosława Kaczyńskiego wydaje PiS. Partia korzysta z usług firmy Grom Group, którą założyło dwóch emerytowanych snajperów. Rzecznik partii Adam Hofman tłumaczy, że ochrona jest konieczna, bo prezes PiS jest politykiem, który „chyba najczęściej w Polsce dostaje pogróżki". Jakie? – Ostatnio odłożył na chwilę marynarkę. Gdy założył ją z powrotem, w kieszeniach znalazł łuski od karabinu – wyjaśnia Hofman w rozmowie z „Rz".
Listy z pogróżkami często dostaje też premier Donald Tusk. Na początku roku anonimy trafiły do skrzynki pocztowej sopockiego mieszkania szefa rządu. Tuskowi grożono śmiercią z powodu rzekomych represji wobec Piotra S., ps. Staruch, uchodzącego za przywódcę kibiców warszawskiej Legii. Sprawą zajęły się organy ścigania.
Korespondencja z pogróżkami trafia jednak nie tylko do najważniejszych oficjeli i partyjnych liderów. To rzeczywistość nawet szeregowych posłów. Niektórzy podchodzą do niej obojętnie, inni zawiadamiają policję. Do tego problemu będą musieli się przyzwyczaić, bo, jak zauważają specjaliści, zwiększeniu liczby wysyłanych pogróżek sprzyja rozwój elektronicznych metod komunikacji.
Prof. Joanna Senyszyn z SLD w paczce znalazła sznur. Nadawca sugerował, by się powiesiła
Przebite koła senatora
– To wcale łatwo nie mija, tylko siedzi w tyle głowy. Trudno zbagatelizować informację, że ktoś chce pozbawić życia ciebie i bliskich ci ludzi – opowiada Bolesław Piecha, senator PiS i były wiceminister zdrowia.