Mariusz Zacharski pracuje na budowie w Dubaju. We wtorek czekał na swój lot w części wspólnej lotniska. Zadzwonił do redakcji wrocławskiej "Gazety Wyborczej" i opisał zajście, które jak twierdzi, widział z odległości kilku metrów.
- Nie przewracał się, jak to opisał "Bild", ale był pijany. I to mocno. To, co opowiada teraz, że wypił dwie małe buteleczki wina, to bzdura. Czuć było od niego alkohol. Potem w bezczelny sposób podszedł do jakiegoś mężczyzny - nie wiem, czy był to pasażer, czy ktoś z obsługi lotniska, i wyrwał mu po chamsku wózek na bagaże - przekonuje mężczyzna.
Mężczyzna przekonuje, że nie było szarpaniny. Nie słyszał ani słowa "raus", które miały urazić Protasiewicza, ani rzekomo wypowiedzianych przez niego słów "Heil Hitler". - Zachowywał się, jakby wszystko było mu wolno. Taki sobiepan. Ale policjanci nie byli agresywni - ocenia.
Niemiecki tabloid "Bild" podał, że będący pod wpływem alkoholu Protasiewicz wywołał we Frankfurcie skandal na lotnisku, kłócąc się z celnikami i krzycząc "Heil Hitler". - Niemiecki celnik na lotnisku powiedział do mnie "raus", zagotowałem się - tłumaczył się na specjalnej konferencji europoseł PO.
- Niezależnie od tego, jak bardzo niestosowne było zachowanie celników czy policjantów niemieckich, niestosowne jest także zachowanie Jacka Protasiewicza - ocenił premier Donald Tusk.