Po czterech latach od oddzielenia prokuratury od rządu między śledczymi a ministrami wybuchła prawdziwa wojna. Jej tłem stało się najważniejsze dziś polityczne śledztwo w kraju – dotyczące afery taśmowej.
Nietęgą minę miał prokurator generalny Andrzej Seremet, gdy w połowie czerwca tygodnik „Wprost" rozpoczął publikację zapisów rozmów polityków i biznesmenów obozu władzy.
Szef prokuratury usłyszał choćby, jak to minister Bartłomiej Sienkiewicz przechwala się, że zafundował mu ścieżkę zdrowia przez szpaler dziennikarzy, by go zmiękczyć przed spotkaniem w resorcie w lipcu minionego roku. Usłyszał też szefa MSZ Radosława Sikorskiego zarzucającego mu, że zawarł „ewidentny deal" z PiS.
Kulminacyjne starcie
Relacje Seremeta z rządem od czasu wydzielenia prokuratury z Ministerstwa Sprawiedliwości w 2010 r. nie były łatwe. Jednak obie strony starały się działać w aksamitnych rękawiczkach i załatwiać kontrowersyjne sprawy w zaciszu gabinetów. Wybuch afery taśmowej to zmienił, obnażając głęboko skrywane konflikty i zaostrzając konfrontację między prokuraturą a rządem. Dziś to najpoważniejsza wojna w strukturach państwa.
Jej kulminację właśnie obserwujemy – tak właśnie politycy Platformy odbierają decyzję prokuratury sprzed kilku dni o wszczęciu szczególnego śledztwa w sprawie afery taśmowej. W teorii prokuratura ma sprawdzić, czy Sienkiewicz i szef NBP Marek Belka nie naruszyli prawa podczas swych polityczno-biznesowych negocjacji przy okazji konsumpcji kawioru, ogonów wołowych, jagnięciny i ośmiorniczek zakrapianych wódką. Ale wyjątkowości – i emocji – temu śledztwu przydaje co innego. Oto w kręgu zainteresowania prokuratury znalazł się sam premier Donald Tusk, który został objęty dochodzeniem jako potencjalny mocodawca Sienkiewicza.