Wejściu ponad 200 robotników do elektrowni Sendai (położonej na południowo-zachodnim krańcu archipelagu Wysp Japońskich) towarzyszyły duże protesty – zarówno przed samą elektrownią, jak w odległym o tysiąc kilometrów Tokio, przed siedzibą premiera. Większość Japończyków jest przeciwna powrotowi do energii atomowej.
Katastrofa elektrowni w marcu 2011 roku stała się dla Japonii prawie tak traumatycznym przeżyciem, jak atomowe bombardowania Hiroszimy i Nagasaki w 1945 roku. Doszło do niej z powodu trzęsienia ziemi i ogromnej fali tsunami. W rezultacie awarii z okolic Fukushimy ewakuowano około 160 tysięcy osób. Do dziś cały ten region jest opustoszały, nie wiadomo kiedy i czy w ogóle kiedykolwiek wrócą tam mieszkańcy.
W ciągu czterech lat po katastrofie w elektrowni w Fukushimie w Japonii nie uruchomiono ani jednej elektrowni atomowej. Wręcz przeciwnie, do września 2013 roku zamknięto wszystkie działające poprzednio w kraju. Przez dwa lata Japonia była krajem bez energii atomowej – tak jak na przykład Polska.
Jednakże przedstawiciele biznesu uważali, że energia jądrowa jest niezbędna do rozwoju gospodarczego Japonii. Do 2011 roku 43 reaktory atomowe produkowały jedną czwartą energii elektrycznej. Po zamknięciu wszystkich elektrowni cena energii podskoczyła prawie o jedną trzecią dla przemysłu i około 19 proc. dla gospodarstw domowych. Jednocześnie kraj uzależnił się od dostaw paliw kopalnych, przede wszystkim ropy i gazu (LNG). Utrzymywanie embarga na energetykę atomową zmusiło też japoński rząd do poinformowania, że nie jest w stanie wypełniać zobowiązań w sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.
– Nie można mieć trzech rzeczy naraz: wyłączonych elektrowni atomowych, zmniejszonej emisji gazów cieplarnianych i niskich rachunków za prąd – mówił niedawno japoński minister ds. energetyki Yoichi Miyazawa.
Mimo to ponowne uruchomienie reaktora w elektrowni Sendai wywołało protesty społeczne. Szef japońskiego rządu Shinzo Abe wspierający powrót energetyki jądrowej znalazł się w politycznej pułapce. Dalsze wspieranie tego sektora może doprowadzić go do utraty poparcia społecznego, jednak bez ponownego uruchomienia elektrowni nie może być mowy o wykonaniu ambitnego programu gospodarczego premiera, już nazwanego abenomiką.
Już obecnie poparcie dla szefa rządu spadło poniżej 40 procent. „Jest to ta wielkość poparcia, przy której poprzedni przywódcy Japonii porzucali kontrowersyjne projekty" – napisał „Financial Times".