Erdogan wygrał, na wschodzie nadal zabijają

Kurdowie, rozczarowani krwawą kampanią wyborczą i wynikami wyborów parlamentarnych, mogą powołać własny parlament.

Aktualizacja: 03.11.2015 21:25 Publikacja: 02.11.2015 20:00

Prezydent Turcji RecepTayyip Erdogan

Prezydent Turcji RecepTayyip Erdogan

Foto: AFP

– To nie były uczciwe wybory – podkreślała Figen Yuksekdag, współprzewodnicząca prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP). W siedzibie HDP w stołecznej Ankarze zapanowała posępna atmosfera, gdy na ekranie telewizora zaczęły się pojawiać pierwsze rezultaty wskazujące na przytłaczające zwycięstwo rządzącej partii prezydenta Recepa Erdogana AKP.

– Zamordowano 258 naszych sympatyków, a 500 działaczy naszej partii zostało aresztowanych – dodała Yuksekdag. – W takich warunkach prowadzenie kampanii było niemożliwe, musieliśmy się koncentrować na ochronie życia naszych ludzi – wtórował jej lider partii Selahattin Demirtas.

Jeszcze przed zakończeniem głosowania nie wszyscy wierzyli w to, że wybory nie będą sfałszowane. – To nie są prawdziwe wyniki – Ruya, jedna z działaczek HDP, nie miała żadnych wątpliwości. – To niemożliwe, by po tym, co oni zrobili w Cizre czy moim rodzinnym Silvanie, ktoś tam jeszcze na nich głosował – dodała, nawiązując do krwawych walk wojska tureckiego z ludnością niektórych kurdyjskich miast, jakie odbyły się w ostatnich dwóch miesiącach. Tymczasem w miarę napływania kolejnych wyników przewaga rządzącej AKP zaczęła topnieć. – Robią to specjalnie, najpierw podają absurdalny wynik, byśmy potem nie protestowali, tylko się cieszyli, że dostali „tylko" 49 proc. – kontynuowała Ruya.

Ale gdy przez chwilę nie było pewności, czy sama HDP przekroczy próg 10 proc., w sztabie partii zapanował grobowy nastrój. W końcu jednak okazało się, że wynik co najmniej 10,5 proc. jest pewny.

W sąsiadującej z biurem HDP szkole wybory przebiegały spokojnie. – Problemy mogą być na wschodzie, nie tu – powiedziała jedna z obserwatorek. Ale niektórzy w HDP bali się, że będzie dokonany na nich atak terrorystyczny. Kilka tygodni wcześniej siedziba partii stała się celem napaści prorządowych bojówek i biuro stanęło w płomieniach. Dlatego w dniu wyborów policja zablokowała całą ulicę, przy której stoi budynek stołecznej siedziby partii. Dodatkowo jej wolontariusze przeszukiwali przechodzące obok osoby. Do ostatniej chwili tajemnicą była też godzina przybycia do sztabu lidera partii Demirtasa. Po zamachu w Ankarze, w którym zginęło 102 zwolenników HDP, pojawiły się również informacje o planowanym zamordowaniu jej liderów.

– To dla nas czarny dzień, wielu moich znajomych nie chce żyć w tym koszmarze przez kolejne cztery lata – narzekała Ceylan Akca, doradca deputowanych partii. – Poza tym mamy dowody na kradzież głosów nam i głównej partii opozycyjnej – dodała, pokazując zdjęcia protokołów  z lokalnych komisji, których dane nie zgadzały się z liczbami podanymi przez centralną komisję. – Będziemy protestować, może chodzić nawet o kilka mandatów deputowanych.

Choć w sztabie panowało przekonanie, że turecki prezydent Recep Erdogan osiągnął to, co chciał, to w czerwcu te same wyniki byłyby uznane za jego porażkę. Pięć miesięcy temu AKP szła bowiem do wyborów z zamiarem uzyskania większości konstytucyjnej i wprowadzenia systemu prezydenckiego z nieograniczonymi kompetencjami głowy państwa. – On z tego nigdy nie zrezygnuje – mówiła jeszcze przed wyborami Songul Celik, przewodnicząca HDP w Stambule. – Dla niego są trzy rodzaje ludzi: ci, którzy są z nim, ci, którzy są przeciwko niemu, i ci, którzy już są pod ziemią. Dlatego jego przeciwnicy stali się celem zamachów. Erdogan jest na dobrej drodze, by skończyć jak Saddam – dodała.

Ale obecny wynik nie daje prezydentowi nawet większości potrzebnej do rozpisania referendum konstytucyjnego. Jego zwolennicy są jednak dobrej myśli: – Wszystko w rękach Allaha, zasypiasz, myśląc, że to niemożliwe, a potem staje się możliwe, tak jak z wynikami wyborów – śmiał się jeden z prorządowych dziennikarzy. Możliwy jest scenariusz podkupienia części deputowanych z partii nacjonalistycznej, to jednak będzie oznaczać eskalację konfliktu z kurdyjską partyzantką. – Mamy już przez to 200 tys. uchodźców – nie Syryjczyków, lecz tureckich Kurdów, którzy uciekają na zachód przed wojną – podkreślała Songul Celik. – A pieniądze, jakie Europa chce dać na uchodźców, na pewno do nich nie trafią. Rząd pomaga tylko tym, na których może liczyć, sunnickim islamistom. Na Europie chce natomiast wymusić, by zgodziła się na jego neootomański projekt w Syrii – tłumaczyła.

Szef partii Demirtas na konferencji prasowej po wyborach podkreślił, iż HDP będzie kontynuować demokratyczną walkę o reformy i pokój. – Jesteśmy to winni tym, którzy zginęli w tej kampanii, w zamachach w Suruc czy Ankarze, nie zrobimy ani kroku w tył – zapewniał. Ale nie wszyscy Kurdowie podzielają jego zdanie. Słychać jednak głosy, że w Ankarze nic się nie da zrobić i trzeba działać w Kurdystanie.

– Część Kurdów ma dość i zbojkotowała te wybory. Przygotowujemy więc powołanie własnego, kurdyjskiego parlamentu w Diyarbakir, naszej prawdziwej stolicy – stwierdził jeden z działaczy HDP.

—Witold Repetowicz z Ankary

Autor jest ekspertem portalu Defence24.pl

Polityka
Parada w Moskwie: gasnący blask imperium
Polityka
Emmanuel Macron odpowiada na pytania „Rzeczpospolitej” po podpisaniu traktatu w Nancy. „Inny etap niż w 1939 roku”
Polityka
Chiny i Rosja zwierają szeregi. „Pekin stawia kropkę nad i”
Polityka
Niemcy budują twierdzę antyimigracyjną. Pierwsza decyzja nowego kanclerza
Polityka
Minister obrony Litwy: Módlmy się, by Trump dostrzegł konsekwencje zrywania USA z Europą
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem