– Jestem zdumiony krytycznymi głosami, które słychać z wielu stron – mówił w środę prezydent po ogłoszeniu, że zdecydował się podpisać obie ustawy sądowe. A według sondażu IBRiS głosów tych jest całkiem sporo. Aż 53 proc. badanych nie chciało, by złożył on swój podpis, 34 proc. było przeciwnego zdania, a 13 proc. nie miało sprecyzowanej opinii.
Proporcja ta nie jest korzystna dla głowy państwa. Od czasu lipcowych wet prezydenta wiele środowisk namawiało go, by dalej sprzeciwiał się legislacyjnym zakusom PiS na sądownictwo. Kiedy jednak propozycje prezydenta ujrzały światło dzienne, stało się jasne, że co do zasady, którą jest ograniczenie sędziowskiej niezawisłości w imię politycznej kontroli (czy, jak nazywa to PiS: kontroli suwerena) – Andrzej Duda zgadza się z PiS.
Dlatego też aż 86 proc. wyborców PiS wyrażało przekonanie, że Andrzej Duda podpis pod ustawami powinien złożyć. Prezydent ma w tym wsparcie całego środowiska politycznego partii.
– To są przecież ustawy prezydenta, sam je zgłosił – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą" wieloletni senator, obecnie członek Trybunału Stanu, mecenas Piotr Andrzejewski. – Jego autorytet zaangażowany jest w tę sprawę. Ustawy nie zmieniły się w Sejmie tak, by mógł się z nimi nie zgodzić – dodaje.